Choose fontsize:
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
 
Strony: « 1 2 3 4 »   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Tragedia Haiti zaczeła się dużo wcześniej  (Przeczytany 21569 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
east
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 620


To jest świat według Ciebie i według mnie


Zobacz profil
« Odpowiedz #20 : Styczeń 22, 2010, 14:59:48 »

Cytuj
Za to wszelkiej maści instytucje dobroczynne ruszyły do akcji. Rozpętała się wielka kampania propagandowa pomocy dla Haiti. Kampania mająca na celu wyłuskanie pieniędzy z naszych kieszeni, w sytuacji kiedy tak wiele się mówi o lwiej części tych pieniędzy marnotrawionych lub przepadających bez wieści. Czy to przypadek, ze nasze rządy i sama Unia bezczelnie robią tylec co nic, jednocześnie aktywnie wspierając te instytucje ?  Czyżbyśmy byli brutalnie wykorzystywani, poprzez granie na naszym współczuciu ?

Czy to jakaś sugestia, że organizacje charytatywne to szwindel  na miarę  akcji z pandemią grypy  ?  Ktoś tu popada w paranoję.
Albo ma inne intencje - destabilizacja odruchu niesienia zdrowej pomocy potrzebującym . Podobnie jak inni chciałbym móc materialnie pomóc Haitańczykom, co też zrobiłem zasilając konto PAH. Zrobiłem to , bo nie wierzę , że ta instytucja cynicznie drenuje ludzi kradnąc pieniądze i nie przeznaczając ich na dobro rzeczywiście potrzebującym w Haiti. Gdybym miał cień wątpliwości, to po lekturze tego artykułu nie wpłaciłbym nic i w dodatku dołączyłbym do narzekaczy na wszystko. Może o to chodzi ?
Tak narzeka się na cynicznych Amerykanów, a pomyślcie co zrobiłby  ( i czy w ogóle by coś zrobił ) taki Chavez w odruchu pomocy potrzebującym ?
Czy tego chcemy czy nie  każda tragedia ludzka na świecie  jest przedmiotem rozgrywek politycznych i ten artykuł jest tego dowodem. Co więcej - coraz więcej ludzi daje się omotać gładkiej retoryce.
Po aferze z pandemią grypy na jej fali wypływają różnej maści demagodzy , którzy teraz we wszystkim będą widzieć spiski, knowania, cynizm i nienawiść .
Haiti nie pierwszy raz już doświadcza kataklizmów. To też robota USA ?
Jeszcze w 1925 r. kraj był bujnie zalesiony (lasy pokrywały wówczas ok. 60% powierzchni kraju), jednak na skutek bardzo niestabilnej sytuacji politycznej i równie złej sytuacji gospodarczej, w kolejnych dziesięcioleciach zniszczono niemal 95% drzewostanu. Efektem jest postępujące jałowienie gleby oraz jej erozja, co odbija się także na katastrofalnych powodziach, takich jakie miało miejsce np. 27 września 2004 r., kiedy to w wyniku uderzenia tropikalnego cyklonu Jeanette, który uderzył w północne wybrzeże kraju, zginęło ponad 3 tys. osób.
( za wiki)

Na terenie CAŁEGO Kraju żyje  9  mln  ludzi - to tyle ile mieszka ludzi w Moskwie. 14 mln ludzi mieszka w Delhi. w stolicy Haiti która najbardziej ucierpiała mieszkało 2 mln ludzi. Mieszkańcy Haiti są znacznie biedniejsi niż Rosjanie czy Hindusi
Międzyamerykański Bank Rozwoju, który skupia swoją działalność w rejonie Ameryki Łacińskiej i Karaibów, zapowiedział wsparcie akcji pomocy dla Haiti sumą 90 milionów dolarów. Dalsze 128 milionów dolarów ma zostać udzielone w formie nowych grantów.
Bank Światowy już zapowiedzial  100 mln dolarów.
http://www.rmf.fm/fakty,168122,Banki,deklaruja,pomoc,dla,Haiti.html

Do tego pomoc USA i Europy  ..powiedzmy ,że 120 mln dolarów nie licząc prywatnej pomocy humanitarnej .  Nie licząc pomocy rzeczowej.

Dla Haitańczyków to wielkie sumy. Ciekawe ile z tej kasy dostaną zwykli ludzie na to, aby mogli zacząć godnie żyć ?
Ile zamówień otrzyma rodzimy haitański przemysł np budowlany czy też usługi na odbudowę zniszczeń , a ile z tego trafi z powrotem w ręce tych, którzy będą tą pomocą dzielić.
Zapisane

..  " wszystkie te istnienia, które Cię otaczają są w Tobie " naucza   Mooji -  " są w Twoim umyśle, są w  Twojej świadomości . Wydaje Ci się , że patrzysz na inne ludzkie umysły , ale wszystkie te umysły egzystują w Tobie ponieważ Ty jesteś tym, który je postrzega. TO JEST ŚWIAT WEDŁUG CIEBIE "
Michał-Anioł
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 669


Nauka jest tworem mistycznym i irracjonalnym


Zobacz profil
« Odpowiedz #21 : Styczeń 22, 2010, 15:11:45 »

Pomoc humanitarna – wielkie oszustwo
Opublikowany 29 Maj 2008 Polityka , Świat 1 Comment
Tags: akcja humanitarna, odbiorcy pomocy humanitarnej, pomoc Afryce, pomoc humanitarna

Programy pomocy humanitarnej Zachodu w większości ubogich krajów wspierają skorumpowane władze, pogłębiają ubóstwo i wzmacniają uzależnienie ludzi. I tylko nam poprawiają samopoczucie

Lepiej jest coś zrobić, zamiast poddać się zwątpieniu albo – co gorsza – cynizmowi, i nie robić nic, prawda? Zwłaszcza gdy chodzi o pomoc dla ludzi ubogich, doświadczonych przez los, nędzarzy urodzonych w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Jak można nie robić nic, gdy pod gruzami ginie kilkadziesiąt tysięcy Chińczyków, gdy cyklon pochłania kilkaset tysięcy istnień ludzkich w Birmie? Jak można, będąc człowiekiem zdrowym moralnie, patrzeć bezczynnie na dzieci umierające z głodu w Darfurze? Jak można siedzieć z założonymi rękami, gdy Światowy Program Żywnościowy (WFP) alarmuje, że Etiopii znowu grozi klęska suszy, a 6 milionów dzieci nie ma co jeść? WFP dodaje, że za jedyne 147 mln dolarów, czyli nieco ponad 300 milionów złotych, można te dzieci uratować. Co to jest 300 milionów? Dobry piłkarz kosztuje coś koło tego, niedługo kilometr autostrady w Polsce będzie droższy.

No to dajmy im 300 milionów – niech te dzieci przeżyją. Edmund Burke, jeden z twórców nowoczesnego konserwatyzmu, mówił, że do tego, by zatriumfowało zło, wystarczy, by dobrzy ludzie nic nie robili. Ewangelia zapowiada, że na Sądzie Ostatecznym będziemy odpytywani z naszych zaniechań: „Byłem głodny, a nie daliście mi jeść…” Dajmy im jeść, dajmy im nadzieję, przecież nas nie kosztuje to prawie nic.

Powyższa argumentacja działa od ponad 50 lat, czyli od czasu, gdy pomoc humanitarna stała się ulubionym sposobem rozwiązywania przez Zachód problemów krajów ubogich. Głównym beneficjentem tej pomocy były kraje Azji i Afryki, zwłaszcza subsaharyjskiej. W ogólnoświatowej euforii spowodowanej wyzwalaniem się kolejnych krajów z więzów kolonializmu i w niemałym (i słusznym) poczuciu winy za wyzyskiwanie obcych kontynentów ludzie Zachodu uwierzyli, że swoją dobrocią ulepszą świat: „Pragnącym wyrwać się z nędzy mieszkańcom wiejskich chat na całym globie obiecujemy: pomożemy im pomóc sobie tak długo, jak będzie to potrzebne – mówił prezydent John Kennedy. – Nie dlatego, że komuniści będą robić to samo, nie dlatego, że zależy nam na ich głosach wyborczych, ale dlatego, że tak jest słusznie. Jeśli wolne społeczeństwo nie potrafi pomóc większości, która cierpi biedę, nie będzie również umiało ochronić mniejszości, która żyje w dostatku.”

No i pomagamy. Inicjatywy polityków przerodziły się w ogólnoświatowy ruch pomocy humanitarnej skupiony wokół indywidualnych organizacji, globalnych programów realizowanych przez agendy ONZ czy też fundacji sponsorowanych przez milionerów-darczyńców w rodzaju Billa Gatesa czy Warrena Buffeta. Od lat 80. istotną rolę w światowym ruchu humanitarnym odgrywają gwiazdy pop, które swoim nazwiskiem i charyzmą mają „przebudzić mieszkańców Zachodu”, a w praktyce wydusić od nich jak najwięcej pieniędzy na projekty firmowane potem nazwiskiem gwiazdy. Dziś ruch pomocy krajom ubogim to potężny system, w którym funkcjonuje kilkaset tysięcy ludzi konkurujących ze sobą, nierzadko bez skrupułów, na rynku pomocy humanitarnej, głównie w USA i Europie Zachodniej (niebiałych reprezentują głównie Japończycy). Pomoc obejmuje właściwe wszystkie dziedziny życia: od dostarczania żywności i leków przez programy edukacyjne i uświadamiające do irygacji gruntów i wspierania miejscowych przedsiębiorców.

80 procent na koszty własne

Jakie są skutki tej pomocy? Od strony statystycznej nieubłagane dla jej zwolenników. W ciągu ostatnich 50 lat Zachód wydał na pomoc dla krajów Trzeciego Świata 2,3 biliona dolarów (1 bilion =1000 miliardów). Sama Afryka, która jest głównym odbiorcą pomocy, otrzymała 568 miliardów dolarów. I efekt tego jest jednoznaczny: wraz z rozwojem programów pomocy humanitarnej regularnie rosła bieda wśród Afrykanów. Np. między rokiem 1990 i 2001 liczba osób żyjących poniżej poziomu określanego przez ONZ jako skrajne ubóstwo, czyli za mniej niż 1 dolara dziennie, wzrosła z 227 milionów do 313 milionów. Prawie połowa mieszkańców Afryki (46 proc.) wegetuje w stanie, który ONZ określa jako zwykłe ubóstwo. Jednym z największych paradoksów historii XX wieku jest fakt, że w większości krajów afrykańskich stopa życiowa mieszkańców jest dziś relatywnie niższa niż przed osiągnięciem przez nie niepodległości. 941 milionów ludzi wytwarza dziś dochód wielkości 580 mld dolarów, czyli nieco więcej niż Korea Południowa.

To nieprawda, że – jak twierdzą niektórzy najbardziej skrajni przeciwnicy pomocy humanitarnej – sytuacja z roku na rok staje się coraz gorsza, a pomoc w dalszym ciągu rozdawana jest bezkrytycznie. Wręcz przeciwnie, w związku ze wzmożoną krytyką samej sensowności udzielania pomocy agendy ONZ zatrudniają coraz więcej ludzi do kontroli przepływu pieniędzy. Np. w Tanzanii, która jest modelowym odbiorcą pomocy humanitarnej, pod koniec lat 90. w ciągu kwartału produkowano ponad 2400 raportów na temat spożytkowania pomocy i organizowano ponad 1000 seminariów rocznie poświęconych prawidłowemu wykorzystaniu pieniędzy. „Jest coraz gorzej” – pisał niedawno w dzienniku „The Times” Graham Hancock, autor klasycznej pozycji z 1989 roku pt. „Lords of Poverty: The Power, Prestige, And Corruption of International Aid Business” (Panowie ubóstwa: władza, prestiż i korupcja w międzynarodowym biznesie pomocy). Hancock, znany pisarz, wcześniej pracownik brytyjskiej organizacji humanitarnej, wykazywał, że głównym, a zwykle jedynym beneficjentem pomocy są lokalne skorumpowane elity rządowe, producenci żywności i innych produktów przeznaczanych na pomoc oraz „pomocowa biurokracja”. Głównymi ofiarami szczodrobliwości Zachodu – wykazywał Hancock – padają zaś podatnicy z Zachodu i oczywiście ludność Trzeciego Świata.

Hancock pokazuje przykłady zinstytucjonalizowanej korupcji w ramach organizacji działających pod patronatem ONZ. (Moja ulubiona: Rada Organizacji Edukacyjnych, Naukowych i Kulturalnych, wydała w jednym roku 1 milion 759 tysięcy 584 dolary na podróże i zakwaterowanie. W tym samym czasie przeznaczyła 49 tys. dolarów na edukację dla niepełnosprawnych dzieci w Afryce i 1000 dolarów na kształcenie nauczycieli w Hondurasie.). Autor przedstawia przerażające dane na temat marnotrawstwa pieniędzy (w czasie pisania książki Hancocka 80 procent wydatków agend ONZ przeznaczane było na wydatki dla pracowników; budżet na konsultantów zewnętrznych wynosił 22 miliardy dolarów) czy quasi-przestępczego charakteru zamówień publicznych na pomoc (od 80 do 99 procent kwot pomocowych było wydawane w krajach rozwiniętych na realizację zamówień). „Zachodnia pomoc – pisze Hancock – jest wykorzystywana do wytwarzania zysku zachodnich firm”. Autor barwnym językiem określa programy pomocy humanitarnej jako „transakcję między biurokratami i autokratami”, czyli „gangsterami i psychopatami”, którzy kradną albo marnują publiczne pieniądze.

Do tego dochodzą przypadki absurdów przypominających praktyki kwitnącego socjalizmu: wyludnione kliniki w szczerym polu zbudowane z pieniędzy pomocowych (klinikę zbudować łatwo, trudniej zgromadzić i utrzymać zespół lekarski), mosty, którymi nie da się przejechać (bo ich budowa doprowadziła do erozji i obsunięcia gruntu po obu brzegach), matki wyrzucające lekarstwa chroniące ich dzieci przez zarażeniem wirusem HIV (bo stosowanie ich oznaczałoby przyznanie się przed rodziną, że są zarażone, a to – wyrzucenie poza nawias społeczny) itd. Oprócz tego co jakiś czas dowiadujemy się o katastrofach na wielką skalę: zbudowanej przez ONZ fermie rybnej w Mali, która sprzedaje ryby w cenie 3 tysięcy dolarów za kilogram, tamie w Gwatemali, której budowa spowodowała wzrost cen elektryczności o 70 procent, sudańskiej cukrowni, która sprzedaje cukier po cenach wyższych niż importowany, sponsorowanych przez Bank Światowy programach przesiedleń w Brazylii i Indonezji, których wynikiem jest niszczenie lasów tropikalnych i lokalnych plemion.

Gwiazdy na pomoc oprawcom

Czy to wszystko może być prawdą? Czy możliwe, by grupa aparatczyków humanitaryzmu osłaniających się wzniosłą retoryką przetwarzała nasze gesty dobrej woli, szczodrość i poczucie winy za dostatek, w jakim żyjemy, w mieszankę rodem z najczarniejszych komedii Stanisława Barei? Nie tylko możliwe, ale nieuniknione. Hancock i inni krytycy pomocy humanitarnej twierdzą, że sam pomysł na wyciągnięcie ludzi z biedy przez rozdawanie im pieniędzy czy jedzenia jest z gruntu zły, a jego realizacji nie da się zreformować.

Pomoc międzynarodowa nie tylko nie pomaga, ale jest największą przeszkodą w zmianie położenia ludzi ubogich na świecie i jedynym sensownym wyjściem jest jej całkowite zaprzestanie. Wiemy to co najmniej od 30 lat, jednak u wielu ludzi, włącznie z czołowymi ekonomistami na świecie, nie zmienia to przekonania, że źródłem biedy na świecie jest skąpstwo Zachodu, a wszystko da się naprawić, gdy będziemy tego skąpstwa wystarczająco świadomi.

Np. w wydanym przed dwoma laty bestsellerze „Koniec ubóstwa” (przedmowę napisał Bono z zespołu U2) były zwolennik „terapii szokowej” profesor Jeffrey Sachs dowodzi, że jedynym pewnym sposobem ograniczenia biedy w Afryce jest rozwinięcie programów pomocy na jeszcze większą skalę. Nieważne, że potrojenie tej pomocy w ciągu trzech ostatnich dekad spowodowało zerowy wzrost dochodów Afrykanów (ostatnie sukcesy gospodarcze niektórych krajów afrykańskich nie mają żadnego związku ekonomicznego z poziomem pomocy). Kolejne podwojenie pomocy ma sprawę głodu i ubóstwa rozwiązać, a jeśli nie rozwiąże, to tylko ze względu na skąpstwo Zachodu.

Sachs twierdzi, że świat w istocie zna sposób na usunięcie większości problemów Afryki i generalnie chodzi wyłącznie o to, by wyłożyć kolejne pieniądze na wprowadzenie w życie wymyślonych przez mądrych ludzi „technologii pomocowych”. „Przeznaczając 0,7 procenta PKB krajów bogatych przez następne 20 lat, dojdziemy do sytuacji, w której nikt na świecie nie będzie umierał z głodu” – pisze profesor Sachs.

Zgodnie z jego zaleceniami w lipcu 2005 roku na szczycie G8 w Szkocji postanowiono zwiększyć pomoc humanitarną dla krajów ubogich do 50 mld dolarów rocznie, z czego ponad połowa ma być przeznaczona dla Afryki. Żaden z przywódców, którzy podpisali porozumienie, nie dotrzymał słowa, a najbliższy temu jest George Bush, któremu udało się wyrwać z Kongresu 15 mld dolarów dla Afryki. Od tego czasu Bush stał się bohaterem takich artystów jak Bono czy Geldof, a ten ostatni pisał nawet na jego temat peany w magazynie „Time”.

Do grona profesjonalnych pracowników organizacji humanitarnych dołączają co roku nowe twarze świata popkultury. Geldof, Bono, Angelina Jolie, Madonna i inni przekonują prezydentów, szefów banków i organizacji finansowych, że podważanie sensu pomocy humanitarnej to nihilizm, a tłumom zgromadzonym na koncertach charytatywnych tłumaczą, że najważniejsza jest świadomość czynienia dobra: „Dawajcie wasze pier… pieniądze!” – jak krzyczał Geldof w 1985 roku na pierwszym koncercie Live Aid. No to dajemy, bo przecież lepiej jest robić coś, niż nie robić nic, prawda?

W istocie gwiazdy popu są w idealnej sytuacji, bo nie przyjmują żadnej odpowiedzialności za skutki swoich działań, zrzucając ją zwykle na polityków Zachodu albo znieczulicę bogatych społeczeństw. Bob Geldof do dziś uważa Live Aid z 1985 roku za ogromny sukces, mimo że nawet eksperci organizacji pomocowych przyznają, że operacja ta to klasyczny dziś przykład współpracy organizacji humanitarnych z okrutnym reżimem gnębiącym własny naród.

Pieniądze zebrane podczas koncertów posłużyły ówczesnym komunistycznym władzom Etiopii do dokonania masowych przesiedleń około 100 tysięcy ludzi, z których co najmniej połowa zmarła. Ówczesny szef organizacji Lekarze bez Granic (jedynej organizacji, która nie zgadzała się na kontynuowanie działalności w Etiopii podczas przesiedleń) Claude Malhuret uznał ówczesne działania władz za „największy program deportacji od czasów Czerwonych Khmerów”.

Nic dziwnego, że schemat, który z powodzeniem zastosowali komuniści w Etiopii pod koniec lat 80, powtarzany jest w większości krajów afrykańskich, w których bandyci dochodzili do władzy: najpierw głodzimy ludzi, potem wzywamy na pomoc Zachód i rozmieszczamy obozy w strefach, z których, albo do których, chcemy przesiedlić ludność – i do dzieła! Żywność z pomocy dzielimy między żołnierzy, a resztę sprzedajemy na wolnym rynku.

Taki przebieg miała operacja Live Aid w Etiopii, podobnie funkcjonowały obozy pomocy w Somalii i Sudanie w latach 90. Bob Geldof do dziś tłumaczy, że „trzeba coś robić, nawet jeśli to nie działa”. Innymi słowy, człowiek uważany za światowego patrona sprawy walki z ubóstwem uznaje do dziś, że współdziałanie w zbrodni jest moralnie lepsze niż brak działania. Warto ten dylemat przypomnieć, zwłaszcza w przededniu konferencji w Rangunie, w trakcie której brutalny reżim z Birmy najprawdopodobniej łaskawie zgodzi się na przyjęcie pomocy humanitarnej Zachodu na własnych warunkach.

Nie planujmy za nich

Co zatem robić? Jak nie popaść w zniechęcenie? W Ghanie poznałem Michaela – importera mięsa, m.in. z Polski, który założył sprawnie funkcjonujący biznes. Jego szwagierka posiada sieć restauracji w Akrze. Oboje utrzymują ze swoich dochodów kilkanaście osób, w tym dzieci, którym płacą za szkoły.

W 2001 roku Ghańczyk Patrick Awuah założył za swoje pieniądze prywatny uniwersytet Ashesi University. Uniwersytet rezerwuje połowę miejsc dla młodzieży z biednych rodzin, oferując im stypendia. Awuah twierdzi, że mógłby rozwinąć swoją działalność, jednak gdy zgłosił się po pomoc finansową do lokalnego oddziału kampanii Save Africa, odrzucono jego prośbę, ponieważ był zbyt bogaty. Wygląda na to, że wsparcie finansowe z Zachodu dla Afryki dostępne jest dla wszystkich poza Afrykanami. Chyba że spełniają zachodnie warunki: są głodującymi dziećmi, kilkuletnimi żołnierzami, ofiarami powodzi albo innej plagi.

Jednak prawda o Afryce jest inna. Miliony na tym kontynencie to nie ofiary ludobójstwa i głodu czekające na ratunek z rąk podstarzałych gwiazd rocka, tylko normalni ludzie, których marzenia są dokładnie takie same jak nasze: życie w dostatku, wykształcenie dzieci i zostawienie im czegoś w spadku. Patrick Awuah, moi znajomi z Akry i tysiące innych przedsiębiorców w Afryce odnoszą sukcesy wbrew ogromnym przeciwnościom losu. Rozwój ich kontynentu, podobnie jak rozwój innych biednych regionów na świecie, nie będzie jednak zależał od naszej hojności i wspaniałomyślności, tylko od czynników, które zawsze decydowały o rozwoju społeczeństw: sukcesu prywatnych firm i zaprowadzenia rządów prawa. William Easterly, ekonomista uniwersytetu w Nowym Jorku, autor wybitnej książki na temat fiaska pomocy humanitarnej w dziele ratowania ludzi pt. „The White Man’s Burden” (Brzemię białego człowieka), pisze: „Bieda nigdy nie zostanie pokonana przez zachodnich ekspertów albo zachodnią pomoc. Wszędzie na świecie biedę udało się pokonać dzięki rodzimym reformatorom politycznym, gospodarczym i społecznym, którzy potrafią wyzwolić potęgę demokracji i wolnego rynku”.

Na czym konkretnie ma to polegać? W swojej książce Easterly podaje wiele przykładów, oto jeden z nich. 500 milionów ludzi rocznie zaraża się malarią, 80 procent z nich to mieszkańcy czarnej Afryki. Według Światowej Organizacji Zdrowia specjalnie nasączone moskitiery (koszt: poniżej 5 dolarów za sztukę) i lekarstwa (koszt 2,5 dolara na osobę) mogłyby praktycznie doprowadzić do kontroli tej choroby przez człowieka. Jednak moskitiery rozdawane przez agencje pomocy bardzo często wykorzystywane są jako sieci do łowienia ryb albo materiał na suknie ślubne. W Malawi zdecydowano się na eksperyment: zamiast rozdawać moskitiery za darmo, sprzedaje się je ludności po 50 centów za sztukę, co jest dla wielu rodzin sporym wydatkiem. Wskutek tego programu, pisze Easterly, wykorzystanie moskitier we właściwym celu w Malawi wzrosło z 8 procent w 2000 roku do 55 procent w 2005. W krajach takich jak Zambia, gdzie moskitiery rozdaje się za darmo, poziom ich wykorzystania nie przekracza 30 procent.

William Easterly odkrywa prawdy, które wydają się oczywiste, choć na Zachodzie wcale oczywiste nie są, np. potrzebę brania pod uwagę lokalnych uwarunkowań, charakteru ludności, jej przyzwyczajeń. Bardziej niż instytucje typu Millenium Project czy World Economic Forum, kierowane przez planistów o kosmicznych ambicjach, interesują go organizacje o nazwach takich jak Stowarzyszenie Byłych Nosicielek Drewna na Opał – małe grupy miejscowych stworzone w celu realizacji konkretnych potrzeb konkretnych ludzi. Od US AID i brytyjskiego Oxfamu bardziej ceni indywidualnych, zwykle anonimowych ludzi, którzy z ogromnym poświęceniem i bez wynagrodzenia ratują życie innym, albo choćby fundację Billa i Melindy Gatesów, która wydaje setki milionów dolarów na konkretne cele (np. prace nad szczepionką na malarię).

Easterley uważa również, że wydawanie pieniędzy na potrzeby biednych ma sens tylko wtedy, gdy zamiast planować dla nich przyszłość, oddamy ją w ich ręce i metodą prób i błędów pomożemy im znaleźć najlepsze rozwiązanie.

Metoda gwiazdorsko-profesorska nie każe nam myśleć o pomocy, zwalnia nas od myślenia w sekundę po złożeniu darowizny. Metoda Easterly’ego jest trudniejsza, bo każe naprawdę wziąć odpowiedzialność za los innych, każe szukać rozwiązań, które działają, uczy krytycznego spojrzenia i pozbawia sentymentów.

A sentymentalizm popłaca, w przeciwieństwie do trzeźwości umysłu – Frankowi Zappie do dziś niektórzy wypominają, że w 1985 roku odmówił udziału w Live Aid, nazywając imprezę największą w historii „pralnią pieniędzy z dragów” (drug laundering – po angielsku słowo „drug” może oznaczać lekarstwo i narkotyk), a Bob Dylan oburzył wszystkich, gdy zasugerował, że może część pieniędzy zebranych w trakcie akcji przeznaczyć na spłaty długów amerykańskich rolników.

Nauka u Easterly’ego daje również lepszą stopę zwrotu z naszego miłosierdzia. W końcu przed Sądem Ostatecznym z naszych zaniechań nie będzie nas rozliczał Bono ani Geldof, ani nawet sekretarz generalny ONZ. Dlatego zanim to nastąpi, powinniśmy uczciwie rozliczyć sami siebie.

Źródło : Rzeczpospolita: Zabijanie dobrocią
Dariusz Rosiak 23-05-2008
Chcesz pomóc to zrób to własnoręcznie  Zawstydzony
« Ostatnia zmiana: Styczeń 22, 2010, 15:34:14 wysłane przez Michał-Anioł » Zapisane

Wierzę w sens eksploracji i poznawania życia, kolekcjonowania wrażeń, wiedzy i doświadczeń. Tylko otwarty i swobodny umysł jest w stanie odnowić świat
Michał-Anioł
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 669


Nauka jest tworem mistycznym i irracjonalnym


Zobacz profil
« Odpowiedz #22 : Styczeń 22, 2010, 23:21:40 »

"Stacjonują tam ekipy ratownicze i organizacji pomocy z całego świata. Stacjonuje ponad 12,000 tysięcy marines (z czego ponad 2700 bezpośrednio na lądzie). Nikt jednak nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego żywność i lekarstwa zalęgają w magazynach i na płycie lotniska, lecz nie jest wydawana potrzebującym.
Tłumaczenie się w takiej sytuacji tajemniczym brakiem infrastruktury, czy też grupkami mężczyzn uzbrojonych w kij."

Siły międzynarodowe próbują pilnować porządku przy wydawaniu jedzenia
PAP
Pomoc dociera na zniszczoną w potężnym trzęsieniu ziemi wyspę Haiti, ale przekazanie niezbędnych produktów ludziom, którzy jej najbardziej potrzebują, wciąż jest sporym wyzwaniem. W wielu punktach stolicy, Port-au-Prince doszło do bijatyk o rozdawane przez międzynarodowe organizacje humanitarne jedzenie. W części z nich udział wzięły gangi uzbrojone w kije.
Ogromne ilości lekarstw, odżywek dla dzieci, czy innych produktów leżą na asfalcie i w magazynach lotniska Port-au-Prince, ale nikt nie wywozi ich dalej – relacjonuje główny korespondent medyczny CNN, Sanjay Gupta.

- To leży tu wszędzie, ale wystarczy wyjść nawet poza teren lotniska, a ludzie już mówią: Potrzebujemy zaopatrzenia – mówi Gupta, który znalazł palety z odżywkami dla dzieci, lekarstwami przeciwbólowymi i antybiotykami, które leżały bez żadnej kontroli tuż przy pasie startowym.

Amerykański personel wojskowy z namiotu, w którym znajduje się magazyn na lotnisku, dał korespondentowi CNN duży worek pełen produktów medycznych, aby zabrał go do szpitala, który odwiedził wcześniej. Jednak nikt nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego nie funkcjonuje żaden zorganizowany system dystrybucji zgromadzonych zapasów.

- Jest tu wiele rzeczy, które czekają na transport. To prawda – potwierdza pułkownik amerykańskich sił powietrznych Ben McMullen. - Czy to dużo? Trudno mi powiedzieć. … Ale każdy z tej strony, a konkretnie ze strony amerykańskiego rządu, robi co może, by przekazać dalej tak wiele rzeczy, jak się da. …

- To wstyd, ponieważ każdy ma nadzieję, że wszystko zostanie wydane w kilka sekund. Ale tu nie ma takiej infrastruktury – wyjaśnia amerykański dowódca.

Problemy są nadal także w porcie miejskim, gdzie władze próbują rozładować korki mając nadzieję na przywrócenie jeszcze dzisiaj dwukierunkowego ruchu w południowej przystani.

Trzęsienie ziemi o sile 7 stopni w skali Richtera, które nawiedziło ten ubogi kraj 12 stycznia, zniszczyło zarówno południową, jak i północną przystań w stolicy, Port-au-Prince. W czwartek haitańskie władze oraz amerykańskie wojsko zdołały przywrócić jednokierunkowy szlak do przystani południowej, która jest mniejsza od północnej. Większa przystań wciąż niestety nie nadaje się do użytku.

Generał major Dan Allyn, amerykański dowódca haitańskich sił zadaniowych, powiedział dziennikarzom, że do końca tego tygodnia tamtejsze porty powinny osiągnąć swe "wstępne możliwości operacyjne". Oznaczałoby to między innymi, że będą mogły przyjmować paliwo, które jest niezbędne dla ciężarówek transportujących pomoc w głąb lądu.

Z kolei żołnierze kanadyjscy pracują nad otwarciem lotniska w mieście Jacmel, co byłoby kolejnym krokiem pozwalającym na przyspieszenie dystrybucji przysyłanych towarów. Jacmel jest nadmorską miejscowością, która oddalona jest od Port-au-Prince o około 40 kilometrów, a która uznawana jest za kulturową stolicę Haiti.

Tworzące się wciąż korki opóźniają dostawy żywności i artykułów medycznych do około trzech milionów Haitańczyków, którzy ucierpieli w trzęsieniu ziemi.

Jak podał premier Republiki Haiti, Jean-Max Bellerive, potwierdzono już śmierć co najmniej 72 tysięcy ludzi.

Opóźnienia w dostawach najpilniejszych rzeczy doprowadziły już do śmierci co najmniej pięciu osób – poinformowali przedstawiciele organizacji Lekarze Bez Granic, znanej pod francuską nazwą Médecins Sans Frontieres.

Ekipy medyczne, pracujące w niezwykle trudnych warunkach i z ograniczonymi dostawami, zmuszone są do improwizacji.

Renzo Fricke, który pełni funkcję koordynatora polowego w organizacji Lekarze Bez Granic, mówi, że jedna z ekip musiała kupić piłę w miejscowym markecie, aby chirurdzy mogli przeprowadzać niezbędne amputacje. Inny z lekarzy pożyczył od ekipy CNN nóż kieszonkowy, który również potrzebny był do zabiegu.

Nie mając środków do sterylizacji, lekarze wykorzystują w tym celu zwykłą wódkę. Pacjenci chirurgiczni otrzymują zwyczajnie dostępne środki przeciwbólowe, ponieważ lekarze nie mają silniejszych leków. Jedna z pielęgniarek stosowała oświetlenie choinkowe jako prowizoryczny przedłużacz.

Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych przyznają, że nie każda pomoc, a zwłaszcza artykuły medycznie, nie docierają wystarczająco szybko do potrzebujących. Mówią jednak, ze sytuacja wciąż się poprawia.

Niestety do wielu Haitańczyków, jeśli nawet dociera jakaś pomoc, to wciąż jest ona niewystarczająca.

- Od dwóch dni nic nie jadłem – powiedział wczoraj 32-letni Anderson Bellegarde. - Piję tylko wodę.

Bellegarde czekał ponad sześć godzin przed oddziałem firmy zajmującej się przekazami pieniężnymi. Firmy takie, jak Western Union, powoli zaczynają otwierać swoje biura, przyciągając długie kolejki Haitańczyków, którzy pilnie potrzebują gotówki.

Jak powiedział jeden z wysokiej rangi przedstawicieli administracji amerykańskiej, w mieście otwarto już ponad 300 punktów dystrybucji. Wydano już ponad 700 tysięcy posiłków, 1,4 miliony butelek wody oraz blisko 10 tysięcy kilogramów artykułów medycznych – poinformował generał Douglas Fraser z Południowego Dowództwa Stanów Zjednoczonych.

Na lotnisko w Port-au-Prince, które wciąż ma tylko jeden pas startowy, dociera dziennie od 120 do 140 lotów, podczas gdy jeszcze w zeszłym tygodniu lotnisko mogło przyjąć zaledwie 25 samolotów dziennie. Od czasu otwarcia portu lotniczego po trzęsieniu ziemi, w Port-au-Prince wylądowało ponad 840 samolotów, ale lista oczekujących wciąż jest przytłaczająco długa, bo liczy około 1400 lotów – mówi Fraser.

Aby usprawnić ruch lotniczy amerykańskie wojsko pozyskało prawa do lądowania w bazie powietrznej Republiki Dominikany w San Isidro, w odległości około 220 kilometrów na wschód od Port-au-Prince.

Wartość pomocy międzynarodowej od czasu trzęsienia ziemi przekroczyła już setki milionów dolarów. Wydatki Stanów Zjednoczonych tylko na różnego rodzaju produkty potrzebne ocalałym sięgnęły już 170 milionów dolarów – poinformowali wczoraj przedstawiciele rządu.

Na Haiti i w rejonie wyspy znajduje się obecnie ponad 13 tysięcy żołnierzy amerykańskich – blisko 2700 na lądzie oraz 10400 na morzu. Wielu żołnierzy Marine spędza dzień na haitańskim lądzie, ale śpi na statkach. Do najbliższego weekendu na wyspę mają dotrzeć kolejni żołnierze, co zwiększy całkowitą liczbę wojskowych przebywających na lądzie do 4600.

Tłumaczenie: Onet.pl
http://www.globalnaswiadomosc.com/haiticostubardzosmi.htm
Zapisane

Wierzę w sens eksploracji i poznawania życia, kolekcjonowania wrażeń, wiedzy i doświadczeń. Tylko otwarty i swobodny umysł jest w stanie odnowić świat
east
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 620


To jest świat według Ciebie i według mnie


Zobacz profil
« Odpowiedz #23 : Styczeń 24, 2010, 00:12:47 »

Cytuj
Amerykański personel wojskowy z namiotu, w którym znajduje się magazyn na lotnisku, dał korespondentowi CNN duży worek pełen produktów medycznych, aby zabrał go do szpitala, który odwiedził wcześniej. Jednak nikt nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego nie funkcjonuje żaden zorganizowany system dystrybucji zgromadzonych zapasów.
W tym wypadku wyraźnie widać, że problemem jest po prostu brak sprawnych rozwiązań logistycznych w zakresie dystrybucji dóbr.
Uważam, że jakaś w tym wina samych Haitańczyków, którzy w takiej sytuacji mogliby się sami zorganizować. Na przykład tak :
"Słuchajcie, tam za płotem na płycie lotniska leży mnóstwo jedzenia, chodźmy i poprośmy obsługę o dostęp . Weźmy dwóch czy trzech obserwatorów jako gwarancję, że dobrze rozdysponujemy te dobra między potrzebujących" . Mogliby się skrzyknąć w ten sposób , ale się tak nie dzieje. Potwierdzają to również Polscy ratownicy na Haiti
czytaj  http://newworldorder.com.pl/artykul.php?id=1803
cytat stamtąd  "Nasi ratownicy po raz pierwszy zetknęli się z sytuacją całkowitej obojętności ze strony ludności miejscowej. Nie wynika ona ze stresu, sytuacji kryzysowej czy szoku powypadkowego. Takie zachowanie bardzo zaskakuje naszych ratowników.
Z czego ta obojętność może wynikać?
- Jest to szokujące. Wydaje się, że przyczyną takich zachowań może być, nie chcąc obrazić narodu haitańskiego, bardzo niskie morale.  "

Podobne  morale widać w kwestii zachodnich programów pomocowych, jak to wynika z poprzedniego posta o dobroczynności,.  (cyt ) " William Easterly odkrywa prawdy, które wydają się oczywiste, choć na Zachodzie wcale oczywiste nie są, np. potrzebę brania pod uwagę lokalnych uwarunkowań, charakteru ludności, jej przyzwyczajeń. Bardziej niż instytucje typu Millenium Project czy World Economic Forum, kierowane przez planistów o kosmicznych ambicjach, interesują go organizacje o nazwach takich jak Stowarzyszenie Byłych Nosicielek Drewna na Opał – małe grupy miejscowych stworzone w celu realizacji konkretnych potrzeb konkretnych ludzi."

Dlatego zdecydowałem się wspomóc finansowo PAH , ponieważ udowodnili ,że w praktyce potrafią trwale rozwiązać KONKRETNY problem w Afryce, a konkretnie w Sudanie . cyt "Osiem studni, zapatrujących ponad 8000 mieszkańców wiosek okalających miasto Bor powstało dzięki zaangażowaniu tysięcy Polaków, którzy wsparli Kampanię Wodną. Każda zakupiona opaska na rękę „Zbieram Wodę” odpowiada kolejnym centymetrom, które wiertło pokonało w drodze do podziemnych źródeł. Te osiem studni wyposażonych w pompy powstało w wioskach Pariak, Malek, Ulwac, Maper i Jerwong. Lokalizacje ujęć wody wyznaczyliśmy we współpracy z lokalnymi organami władz i starszyznami plemiennymi. Chcieliśmy mieć pewność, że każda ze studni powstanie w miejscu, gdzie woda jest najbardziej potrzebna. Następnie wykonaliśmy niezbędne badania geologiczne. Jednym z głównych założeń projektu było doprowadzenie do powołanie w wioskach tak zwanych Komitetów Wodnych - grup osób odpowiedzialnych za przygotowanie terenu pod budowę studni i ich późniejszą konserwację. Ich przedstawiciele uczestniczyli w pracach, pomagając załodze PAH i PARAD w ochronie sprzętu i innych zadaniach fizycznych.
Jakość wody dostarczanej przez studnie z pewnością przyczynia się do zmniejszenia liczby zachorowań i zgonów w regionie miasta Bor.
"

Z tym, że w Sudanie żywo zaangażowane są w tę sprawę lokalne społeczności, bo pomoc tylko wtedy ma sens, kiedy obie strony - darczyńca i potrzebujący - ściśle współpracują. Tego samego nie widać niestety na Haiti.
Nowe studnie mają jeszcze jeden , pozytywny aspekt . Likwidując brak studni likwiduje się również potencjalne zarzewie konfliktów jakim jest walka o dostęp do czystej wody.
Zapisane

..  " wszystkie te istnienia, które Cię otaczają są w Tobie " naucza   Mooji -  " są w Twoim umyśle, są w  Twojej świadomości . Wydaje Ci się , że patrzysz na inne ludzkie umysły , ale wszystkie te umysły egzystują w Tobie ponieważ Ty jesteś tym, który je postrzega. TO JEST ŚWIAT WEDŁUG CIEBIE "
Michał-Anioł
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 669


Nauka jest tworem mistycznym i irracjonalnym


Zobacz profil
« Odpowiedz #24 : Styczeń 28, 2010, 14:07:35