Myślę że wrzuciłeś własnie kilka pokaźnych cegieł mogących wydatnie pomóc zrozumieć naturę rzeczywistości - szczególnie osobom zamiłowanym w równaniach i fizycznych wzorach.
Spieranie się o to czy fale definiują św. geometrię czy jest na odwrót to trochę jak jako i kura
Choć przyznam że mając 1 wzór kontra 5 figur sam wybrałbym to pierwsze - to powiem Ci że jako człek mający awersję do wzorów i równań, gdybym miał wybierać drogę poznania jeszcze raz wybrałbym figury platońskie.
Nie ma sprawy, co kto lubi
Jednak może ucieszy Cię fakt, że ten 1 wzór falowy również ma swoją geometrię, która pozwala go zrozumieć, i jest to geometria znacznie prostsza, niż figury platońskie
Opiera się ona na prostych, koncentrycznych falach [przypominających warstwy cebuli, lub "dźwięk w Eterze" jak nazywał je Tesla]. Figury platońskie wynikają z nakładania się takich fal. Zajrzyj na stronę Gabriela la Freniere. Znajdziesz tam wiele animacji z tymi falami.
Kiedy pierwszy raz poznałem równanie falowe, nie potrafiłem go zrozumieć. Pytałem na różnych forach, grupach dyskusyjnych, jednak siedzący tam ludzie nie potrafili mi pomóc. Najciężej było na grupie pl.sci.fizyka, bo żaden z szacownych fizyków nie potrafił mi wyjaśnić, skąd bierze się równanie falowe, z czego wynika każdy ze składników tego równania, jak to "działa". Owszem, potrafili go bez trudu rozwiązać [choć po dalszych poszukiwaniach zorientowałem się, że wcale nie musieli - po prostu podali jeden ze znanych sposobów rozwiązania]. Jednak gdy pytałem o szczegóły, odsyłali mnie do bliżej nieokreślonych podręczników [czyt.: na drzewo ;P], albo zaciemniali sprawę używając skomplikowanych pojęć fachowych, w stylu "dyfeomorfizm", "rozmaitość różniczkowa jednospójna" itp.
Długo szukałem, studiowałem równania różniczkowe i fizykę fal, aż znalazłem proste rozwiązania i odpowiedzi na moje pytania. Odpowiedzi dużo prostsze, niż oni mi udzielali
Równanie falowe wyraża po prostu symetrię między czasem a przestrzenią. W najprostszej postaci wygląda tak:
[ ]2 Y = 0Y to funkcja falowa, Y(x,y,z,t), opisująca kształt fali w przestrzeni, w każdym jej miejscu i w każdym momencie czasu. Ten kwadracik do kwadratu to symbol operatora różniczkowego d'Alemberta. Brzmi może skomplikowanie, ale robi on po prostu coś w rodzaju "średniej arytmetycznej" po przestrzeni i po czasie i sprawdza, jak bardzo funkcja falowa Y odbiega od tej średniej. Całość jest przyrównana do zera, bo Wszechświat powstał z niczego
więc do zera musi się wszystko na powrót sumować. Jeśli gdzieś pojawia się szczyt fali, to gdzieś indziej musi go równoważyć dolina, by razem, średnio, było nadal 0. Jeśli np. w jakimś miejscu przestrzeni poziom energii maleje z czasem, to musi to być zrównoważone wzrostem energii w okolicy. Cała energia w sąsiedztwie, gdy ją uśrednisz, musi się zgadzać z tym, co ubyło. Równanie falowe opisuje więc przepływ energii w przestrzeni i zapewnia, by nic nie zginęło ani nie pojawiło się znikąd. Energia rozpływa się w postaci fal, bo tylko w ten sposób może się przemieszczać bez zabierania ze sobą materiału przestrzeni.
Jeśli się rozpisze ten "kwadracik" dla jednego wymiaru [np. struny], to równanie falowe wygląda tak:
Ytt - c2 Yxx = 0[
Ytt oznacza tutaj drugą pochodną cząstkową po czasie,
Yxx oznacza drugą pochodną po przestrzeni. Niestety nie da się tu pisać ładnych formuł matematycznych.]
Po przeniesieniu części przestrzennej na drugą stronę ujawnia się symetria czasu i przestrzeni:
Ytt = c2 YxxObie strony różnią się tylko o pewną stałą, kwadrat szybkości światła [choć nie jest ona związana jedynie ze światłem, jest to szybkość rozchodzenia się wszystkich fal w przestrzeni]. To jednak nie problem, bo ta stała bierze się tylko z naszego "ludzkiego" systemu jednostek miar. Można jednak tak dobrać jednostki, by się tej stałej pozbyć [np. mierząc przestrzeń w sekundach świetlnych, a czas w sekundach], i wtedy zostaje:
Ytt = YxxDruga pochodna cząstkowa to taka operacja, która mierzy "krzywiznę", czyli odstępstwo od średniego poziomu. Tam, gdzie fala się wybrzusza, daje wartość dodatnią. Tam, gdzie fala jest wklęsła, daje wartość ujemną. Wzór mówi więc po prostu, że ta krzywizna musi być jednakowa w czasie, jak w przestrzeni. Einstein był bardzo blisko tego rozwiązania, gdy w swojej Ogólnej Teorii Względności mówił o krzywiźnie czasoprzestrzeni wywołanej obecnością materii i energii. Nie wiedział jedynie, że ta krzywizna jest wywołana po prostu zagęszczeniem fal.
Wiedział, że masa i energia to praktycznie to samo, że różnią się tylko o stały czynnik
c2 biorący się z naszych jednostek pomiaru. Stąd jego słynne
E = mc2. Gdy się to połączy ze wzorem Plancka na energię fali świetlnej o częstotliwości
f, dostajemy związek:
E = m c2 = h fCzyli energia, masa, oraz częstotliwość fali światła lub materii, to jest dokładnie to samo. Różnice biorą się tylko ze sposobów pomiaru i używanych tam jednostek. Przy odpowiednim dobraniu jednostek stałe mogą zniknąć i zostaje:
E = m = fWolff zauważa tą zależność już na początku swojej książki. Tak więc to, co widzimy jako energię czy materię, a Einstein widział jako "krzywiznę czasoprzestrzeni", to po prostu zagęszczenie fal w przestrzeni. Jeśli tak spojrzeć na sprawę, okazuje się, że można totalnie uprościć równania pola Einsteina. Tak, te same, na których opiera się Nassim Haramein! Próbowałem się z nim skontaktować, by mu o tym powiedzieć, bo jestem przekonany, że znacznie uprościłoby mu to robotę
Niestety nie udało mi się przebić przez jego sekretarkowe "firewalle" ;P Więc jakby ktoś z Was tutaj miał do niego jakiś bezpośredni kontakt, to dajcie głos
Jestem świadomy, że powyższy opis może być trochę niezrozumiały dla kogoś, kto nie "siedzi" w fizyce czy matematyce, nie zna się na różniczkowaniu itp., jednak zapewniam, że "graficznie" wygląda to banalnie prosto i gdybym tylko mógł pokazać Wam to na jakichś symulacjach, na pewno każdy z Was by to bez problemu zrozumiał
[może wkrótce zrobię takie symulacje].
Jakbyście mieli jakieś pytania, lub coś było niezrozumiałe, to pytajcie. Wszelkie pytania i uwagi będą dla mnie pomocne przy pisaniu książki na ten temat.
W ogóle to Wolff jest mistrzem upraszczania i redukowania
W swojej książce omawia wszystko tak łatwo, że 12-latek by zrozumiał
To z jego książki tak na dobrą sprawę zrozumiałem trygonometrię i podstawy różniczkowania. Np. trygonometrię wyjaśnia w taki sposób, że pokazuje jeden genialny rysunek [geometria znów śpieszy na ratunek!
], na którym wszystko widać jak na dłoni. Cała trygonometria na jednym prostym rysunku! Jeśli raz na niego spojrzysz, to już na zawsze będziesz umiał trygonometrię
Nie będziesz musiał nawet pamiętać wzorów, ani uczyć się tych tabelek z wartościami funkcji sinus/cosinus w różnych ćwiartkach itp.! Wystarczy, że przypomnisz sobie ten rysunek i w każdej chwili będziesz w stanie sobie te wzory wyprowadzić. To samo robi z fizyką: szuka powiązań między różnymi tematami, by pokazać Ci, jak one się łączą na większym obrazie. Szuka elementów i wzorów najbardziej podstawowych, z których wszystkie inne wynikają. Dzięki temu jeśli znasz te kilka najbardziej podstawowych praw, w każdej chwili możesz sobie z nich wyprowadzić całą resztę. Jest świetny w tym co robi i ma podobne podejście do mojego
Może jedna mała rzecz - Dan Winter oprócz swych ciągotek inżynieryjno-elektrycznych pozwala sobie na wplatanie w swe wykłady wątków historycznych (które nazwałeś religijnymi). Zdaję sobie sprawę że dla świata nauki jest to natychmiastowa dyskredytacja
Nie nie, źle mnie zrozumiałeś. Nigdzie nie dyskredytowałem Wintera. Zresztą uważam, że dla prawdziwego naukowca z otwartym umysłem nie ma rzeczy niegodnych zbadania. Newton na przykład poświęcał badaniu magii, alchemii, czy tekstów biblijnych nawet więcej czasu, niż studiowaniu ruchu i grawitacji
[choć to się zwykle pomija]. Ja również nie mam oporów słuchać o różnych dziwnych rzeczach, nawet w szaleństwach Jana Pająka dopatruję się ostatnio trochę logiki
Wracając jednak do Wintera: nie chodzi mi o wątki historyczne. Chodzi mi o odwoływanie się do boga [wyraźną skłonność w stronę boga Hebrajczyków
] i próby wyjaśniania nim zjawisk fizycznych. Rozumiem, że to może być jedynie kwestia nazewnictwa. Np. gdyby wziąć tekst Einsteina, w którym przedstawia Teorię Względności, i pozamieniać wszędzie "energia" na "Bóg", "materia" na "grammatura", "pole elektryczne" na "elektrofluidy" itp., by brzmiało bardziej "alchemicznie", to będzie to niezła sieczka, a mimo to nadal będzie mówić o tym samym
Jednak gdyby Einstein tak pisał, żaden naukowiec by tego nie zrozumiał i każdy by odrzucił jego pracę. Obawiam się, że Winterowi również nie wychodzi to na dobre, choć pewnie znajduje dla równowagi wielu "duchowych" zwolenników
i pewnie dlatego jeździ po świecie z wykładami od 30 lat i nie za wielu go słucha.
A no właśnie. W psychologii NLP jest taka sugestia, że jeśli chcesz, by Cię słuchali, mów w języku zrozumiałym dla rozmówcy [dawniej znana jako "Jeśli trafisz między wrony, musisz krakać tak jak one"
]. Jeśli chcesz trafić ze swoją wiedzą do fizyków, używaj słów używanych przez nich. Nazywając pola elektryczne "bogiem" itp., raczej nie przekona się żadnego naukowca.
Myślę że jest to rezultat jego współpracy z rdzennymi szamanami (Hopi, Cherokee, Aborygeni) i Dan czuje się w obowiązku podzielić się z nami tym czego sie dowiedział.
Rdzenne plemiona mają nieco inną mentalność i obraz świata, niż ludzie "ucywilizowani". Jedni drugich nie zrozumieją, jeśli nie znajdą wspólnego języka. Ale brawa dla Wintera, że próbuje
zwłaszcza że wiele z tych wątków rozjaśnia np kwestię pochodzenia naszego DNA
Jooo, to jest chyba najfajniejszy motyw w pracy Wintera
Szczególnie, że bardzo pasuje do matematyki wirowej Rodina i teorii falowej
Znałem teorię falową wcześniej, niż poznałem prace Wintera o DNA, i byłem pod wrażeniem, gdy o tym opowiadał, bo nawiązywał do fal, które ja studiowałem już wtedy od jakiegoś czasu
Ucieszył mnie też fakt, że Winter podjął ten trop i zwęszył już fizykę falową [widziałem animacje ze strony Gabriela la Freniere w jego filmie zamieszczonym powyżej], bo połączenie tych dwóch tematów oznacza, że szykuje się nie lada przełom
Dzięki, zapoznam się.