Choose fontsize:
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
 
  Pokaż wiadomości
Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 »
381  Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Fizyka / Odp: Elektryczny wszechświat : Luty 07, 2010, 22:04:20
Elektryczny model kosmosu




Pulsar w mgławicy Krab. Widoczny wyraźnie silny wpływ jaki jego pole magnetyczne wywiera na otaczającą materię. Obraz jest zestawieniem obserwacji w promieniowaniu X wykonanych przez obserwatorium Chandra oraz obrazu optycznego pochodzącego z kosmicznego teleskopu Hubble'a, w fałszywych kolorach. Foto NASA/STScI

Elektryczny model kosmosu często określany jako plazmo-kosmologia został zaproponowany przez Ralpha Juergensa w ramach koncepcji związanych z elektrycznym Słońcem i rozwijany jest obecnie m.in. przez pracującego w Niemczech węgierskiego fizyka László Körtvélyessya, australijskiego fizyka Wallace Thornhilla, Dona Scotta, Anthony'ego Peratta i Erica Lernera. W początku lat pięćdziesiątych, Fermi i Chandrasekhar wysunęli hipotezę, o zakrzywieniu ramion galaktyk spiralnych wskutek działania pola magnetycznego. W latach sześćdziesiątych Hannes Alfven postawił tezę, że zjawiska elektromagnetyczne są podstawowym mechanizmem zjawisk fizycznych w kosmosie odgrywając większą rolę niż grawitacja. Obecnie model plazmo-kosmologii zakłada, że cały Wszechświat wypełniają strumienie energii, które w postaci prądu elektrycznego przenoszone są w strumieniach plazmy.

Według Dennisa Gallaghera, naukowca zajmującego się fizyką plazmy w Marshall Space Flight Center, plazma kosmiczna stanowi 99,9 procent Wszechświata, która w sposób podobny do nadprzewodników przewodzi prąd elektryczny. Uważa się, że elektryczne doświadczenia z plazmą są w pełni skalowalne od jednostek nano, przez metry po odległości kosmiczne. Podstawą dla elektrycznego modelu kosmosu są wyniki eksperymentów z plazmą przeprowadzonych w laboratoriach, których wiele jest według zwolenników hipotezy "elektrycznego kosmosu" podobne do zjawisk obserwowanych w kosmosie, co ma według nich stanowić o prawdziwości teorii. Zwolennicy elektrycznego modelu kosmosu uważają, iż model oparty na ruchu kosmicznej plazmy w wielu przypadkach lepiej niż model standardowy wyjaśnia obserwowalne zjawiska w kosmosie.
Elektryczny model Słońca - zaproponowana w 1979 roku przez Ralpha E. Juergensa hipoteza funkcjonowania Słońca. W pracy swej powołuje się on na prace dotyczące przepływu prądu elektrycznego w plazmie Hannesa Alfvéna i Immanuela Velikovskiego. Hipoteza Juergensa jest krytykowana jako pełna sprzeczności i wybiórczo traktująca obecny stan wiedzy fizyki[1]

Według obecnie obowiązującej teorii na temat Słońca, jest ono reaktorem nuklearnym, który w procesie przemiany wodoru w hel wytwarza energię. Zdaniem zwolenników teorii Elektrycznego słońca tradycyjna teoria termonuklearna [2] nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego powstają ciemne plamy na Słońcu [3], dlaczego korona słoneczna w ogóle istnieje i dlaczego ma tak wysoką temperaturę [4]. Nie poznano też dokładnie mechanizmu podgrzewania zewnętrznych warstw słonecznej atmosfery do temperatur rzędu miliona kelwinów [5]. Standardowy model zakłada, że wnętrze Słońca jest gorące i ma temperaturę rzędu kilku milionów kelwinów, która to temperatura wynika zarówno z wytwarzania energii w procesach termonuklearnych, jak i siły grawitacji[6].

Elektryczny model Słońca objaśnia zjawiska zachodzące na Słońcu za pomocą prądów elektrycznych, wyładowań i praw elektryczności[7]. Model ten jest odrzucany przez ogromną większość naukowców ponieważ zakłada, że we wnętrzu gwiazd nie występują termonuklearne procesy syntezy helu, ale gwiazdy są miejscami, które odbierają płynący przez Wszechświat w wielu strumieniach prąd elektryczny [8]. Hamowanie naelektryzowanych cząsteczek w atmosferze Słońca ma ją rozgrzewać do milionów stopni i wyjaśnia dlaczego powierzchnia Słońca jest stosunkowo chłodna [9]. Inną kwestią sporną, wg twórców tej teorii, jest grawitacja. Głoszą oni że, elementem potwierdzającym teorię elektryczną ma być brak wykrycia fal grawitacyjnych, postulowanych w modelu standardowym.

Plamy na Słońcu to, wg elektrycznej teorii, wewnętrzne warstwy gwiazdy, które odkrywane są w wyniku przepływu większej ilości energii, co powoduje, że w ich otoczeniu występuje bardzo silne pole magnetyczne wytwarzane przez dopływający prąd. Gdy dopływa więcej energii z dalekich obszarów kosmosu - powstają plamy. Wraz z pojawieniem się plam na Słońcu jest ono bardziej aktywne, a co za tym idzie także cieplejsza staje się korona słoneczna, która emituje w otaczającą ją przestrzeń więcej ciepła. Zgodnie z tą teorią, wnętrze Słońca najprawdopodobniej w ogóle nie dostarcza ciepła na zewnątrz i nie zachodzą tam reakcje nuklearne.

Elektryczne doświadczenia z plazmą w skali nano i w skalach kosmicznych mają wykazywać pewne podobieństwa. W lampach plazmowych można dostrzec podwójne skręcające się wiązki przepływającego prądu zwane prądami Brikelanda. Analogicznie plamy słoneczne zawsze pojawiają się parami i mają odwrotne pole magnetyczne. Wiele eksperymentów z plazmą przeprowadzonych w laboratoriach jest zdumiewająco podobne do zjawisk obserwowanych w kosmosie, co ma stanowić o prawdziwości teorii.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Elektryczny_model_kosmosu
382  Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Fizyka / Elektryczny wszechświat : Luty 07, 2010, 21:54:34
Elektryczny wszechświat

Czy brakującą masą jest plazma?

Model elektrycznego Wszechświata wyrósł z interdyscyplinarnego podejścia do nauki. Nie pokazuje się tego na uniwersytetach. Idea modelu bazuje w większym stopniu na obserwacjach i doświadczeniach, niż na abstrakcyjnej teorii. Łączy wiedzę z wielu dziedzin nauki w celu odkrycia elektrycznej natury atomów i interakcji wystepujących między nimi. Dziwne jest również to, że we współczesnej kosmologii słaby magnetyzm i nieskończenie słabsza siła grawitacji rządzi zasadami Wszechświata. Takie uproszczenia stosuje fizyka teoretyczna, oparta na elektrycznej neutralności materii w laboratoriach na Ziemi. Nie obowiązuje ona jednak w kosmosie, gdzie dominuje plazma. Plazma okreslana jest jako czwarty stan materii i składa się z niej ogromna część Wszechświata. Plazmą są wolno poruszające się elektrony i jony - atomy, które straciły elektrony. Do wytworzenia plazmy potrzebna jest energia cieplna, elektryczna lub światło (ultrafiletowe lub laserowe).
Model elektrycznych galaktyk istnieje w głowach zwolenników tej teorii już od ponad 10 lat. I sprawdza się doskonale w świecie fizyki. Jest w stanie wyjaśnić kształty, dynamikę galaktyk, bez uciekania się do ciemnej materii i czarnych dziur wewnątrz galaktyk. Wyjaśnia również elektryczne dżety wyrzucane przez centra aktywnych galaktyk. Ostanie wyniki odwzorowań pól magnetycznych galaktyk spiralnych zdają się potwierdzać model Elektrycznego Wszechświata.

Również wszystkie gwiazdy, z naszym Słońcem na czele, zostały uformowane poprzez przepłynięcie ogromnych ładunków prądu wewnątrz galaktyki. Są one ułożone na wzór paciorków na nitce. To tłumaczy również posiadanie przez nie "towarzyszy". To samo tyczy się planet, takich jak Ziemia, które powstały wyniku wyrzucenia dodatnio naładowanej cząstki z jąder karło i gazowych olbrzymów. To tłumaczy dychotomię między gęstymi skalistymi planetami i księżycami, a gazowymi olbrzymami. W modelu Elektrycznego Wszechświata grawitacja jest sama w sobie elektrostatyczną dipolarną siłą. Dlatego orbity planet są ustabilizowane poprzez wymianę ładunków pomiędzy ogonami plazmy. Dlatego też szybko przyjmują położenie odpowiadające jak najmniejszej interakcji elektrycznej.
Również odnosi się to do pogody. Większość ludzi nie wie, ze błyskawice nie tworzą sie w chmurach , tylko pochodzą z Kosmosu. Bez chmur byłyby to elektryczne bomby (tak właśnie dzieje się na Wenus).Dlatego większość warunków pogodowych jest spowodowana właśnie tym zjawiskiem.
Jeżeli chodzi o życie, to najbardziej sprzyjające warunki będą panowały w "elektrycznym kokonie" wokół gwiazdy zwanej "brązowym karłem". Promieniowanie chromosfery gwiazdy jest wtedy równomiernie rozłożone i nie ma znaczenia oś rotacji, nachylenie lub ekscentryczność orbity planet. Niezmiernie cienka "atmosfera" takich gwiazd posiada niezbędny węgiel i wodę, które mogą trafić na powierzchnię planet. Czerwone światło zaś jest idealne dla fotosyntezy. Model ten dostarcza również odpowiedzi na pytanie: dlaczego prowadzone przez SETI (Search for Extra-Terrestrial Intelligence) badania nie powiodły się? Jakakolwiek zaawansowana cywilizacja na takiej planecie będzie nieświadoma tego, że Wszechświat istnieje na zewnątrz ich własnego gwiezdnego środowiska, ponieważ i radio komunikacja przez wyładowania gwiazdy będzie niemożliwa!
http://lordlucasen.w.interia.pl/eu.htm

Elektryczne komety spisują na nowo naukę o kosmosie
Trzeciego stycznia, 2010 roku, satelita SOHO wykonał zdjęcia komety dezintegrującej się podczas zbliżania się do Słońca. Kometa była tzw. „Sungrazerem” – kometą posiadającą orbitę w bardzo bliskim sąsiedztwie Słońca. Chociaż nowe raporty na temat komet na większości ludzi nie wywierają wrażenia to Sungrazery stanowią nierozwiązaną dotąd zagadkę dla astronomów.


Sungrazery

Przez wiele dekad, astronomowie trzymali twarde stanowisko, że komety są luźnym skupiskami lodu i pyłu, opisywanymi zwykle jako „brudne śnieżki”. Sam fakt, że niektóre komety mogły przelatywać tak blisko Słońca zanim ulegały zniszczeniu wydaje się logicznym wyzwaniem dla modelu brudnej śnieżki. Na ostatnich zdjęciach Sangrazera, Steve Smith wytyka: „Sangazer zdaje się potwierdzać opinię „Elektrycznego Wszechświata” odnośnie komet”. W 2003 roku poruszająca się blisko Słońca, które przechodziło erupcję CME (wyrzucanie materii z korony Słońca) Kometa NEAT uległa jego oddziaływaniu.
W tamtym czasie astronomowie pominęli jakiekolwiek powiązania między tymi dwoma zdarzeniami ze względu na ogromne różnice w wielkości obu obiektów. Kiedy Kometa 96P/Machholz okrążała słońce, zbliżyła się na odległość taką, że jeśli złożona byłaby z lodu i małego procentu skał i pyłu, uległaby pewnej dezintegracji. A jednak nie zniknęła. W zamian, jej ogromna różnica ładunku spowodowała gigantyczną erupcję CME ze Słońca, rozchodzącą się na miliony kilometrów.


Kometa 96P/Machholz

Prawda jest taka, że prawie wszystkie konwencjonalne przekonania dotyczące komet zostały podważone przez tą niezwykle znaczącą obserwację. Przy wielu okazjach w tym artykule porównamy dane modelu komety „brudnej śnieżki” do modelu „Elektrycznego Wszechświata”. Najważniejsze przypuszczenia znalazły szokujące potwierdzenie w misji „Deep Impact” w 2005 roku. Wciąż jednak brak potwierdzenia z głównych źródeł naukowych.
Również nie dało rozwiązania zaskakujące spalenie Komety Holmesa 17P w 2008 roku, która oddalała się od Słońca. W rzeczy samej biorąc pod uwagę naukową historię komet, możemy znaleźć wiele przykładów, gdy powszechne przekonania przegrywają z czystym przypuszczeniem. Laik może najprościej spojrzeć na najlepsze zdjęcia komet i stwierdzić, że nie przypominają w żaden sposób śnieżek. Przypominają one raczej kamienie w ostrymi krawędziami, a nie obłe kule o których mowa w obowiązującej teorii.

W modelu „Elektrycznego Wszechświata” kometa jest elektrycznie naładowanym ciałem. W czasie swojego długiego pobytu na granicy Układu Słonecznego otrzymuje silny ładunek ujemny, wystarczająco duży by wpłynąć na Słońce. W momencie zbliżania się do wnętrza układu, przyspieszając przez elektryczne pole Słońca, zaczyna wyładowywać ładunek elektryczny produkując znane nam komę oraz ogon komety.


Elektryczna kometa jest przez to związana z elektrycznym obrazem Słońca:

1. Słońce posiada pole elektryczne, które oddziałuje na komety, planety, w tym Ziemię

2. Ziemia, jak każda planeta posiada ładunek elektryczny.

3. Słońce nie jest napędzane przez jakieś wewnętrzne, tajemnicze „nuklearne palenisko”, ale zewnętrzne prądy elektryczne wzdłuż ramion Drogi Mlecznej.

4. 99,9% wszechświata składa się z plazmy, przewodzącego elektryczność medium, wykazującego silne właściwości elektryczne. Cała przestrzeń kosmiczna roi się od naładowanych cząsteczek.

5. Wszystkie dowody na istnienie elektrycznej komety są jednocześnie dowodami na elektryczne Słońce oraz elektryczną naturę gwiazd.

Astronomowie utrzymują się przy twierdzeniu, że komety rodzą się w Obłoku Oorta ok. 4,6 tryliona mil (ok, 7,4 tryliona km) od Słońca. W ostatnich czasach było to proste wytłumaczenie. Jednak kilka lat temu, kometolodzy zaczęli uszczegóławiać teorię, twierdząc, że tylko komety o długiej orbicie mogły powstać w tak odległym obłoku. Naukowcy nie osiągnęli porozumienia skąd biorą się komety o krótkich orbitach. „Być może inne źródła komet jeszcze nie zostały odkryte” mówi astrofizyk David Jewitt.
Zwolennicy przyjętej dotąd teorii długo twierdzili, że komety są „kamieniami Rosetta” (egipski artefakt - kamień, pomógł zrozumień istotę pisma hieroglificznego), które mogą pomóc zidentyfikować pochodzenie Układu Słonecznego. Jednak poglądy te otrzymały potężny cios po weryfikacji informacji z misji NASA „Stardust Mission”. Maleńkie fragmenty pyłu komety, które zostały sprowadzone na Ziemię nie „przyrosły” do komety pod wpływem chłodu przestrzeni kosmicznej, a zostały uformowane przez niesamowicie wysokie temperatury. Mineralne wytrącenie obejmowało związki od anortytu, który tworzony jest przez wapń, sód, aluminium i glinę do diopsydu złożonego z węgla, magnezu i gliny. Formacje złożone z takich minerałów wymagają temperatur rzędu tysięcy stopni Celsjusza by powstać.

Opiekun NASA Michael Zolensky powiedział: “To wielka niespodzianka. Ludzie myśleli, że komety będą po prostu lodowymi formacjami, które uformowały się tam gdzie jest bardzo zimno. To był w pewnym sensie szok nie znaleźć jednego, ale kilka takich związków, co świadczy o powszechnej ich obecności w kometach”.

Badacze byli zmuszeni wyciągnąć nowe wnioski, że te cząsteczki materiału uformowały się w bardzo gorącym regionie bliskim Słońcu lub innej gwieździe. „W najchłodniejszym obszarze Układu Słonecznego znaleźliśmy próbki uformowane w niewiarygodnie wysokich temperaturach.” Powiedział Donald Brownlee, główny badacz projektu „Sturdust”. „Gdy uformowały się te minerały były gorącymi czerwonymi lub białymi drobinami, a jednak zostały znalezione na Syberii Układu Słonecznego”.



Niektórzy naukowcy spekulowali, że być może coś zdarzyło się w lub bardzo blisko Słońca, w momencie jego formowania, wyrzucając ogromne ilości materiału na peryferia domeny Słońca (daleko daleko za orbitą Plutona) na całej drodze do Obłoku Oorta. Wtedy przypomnieli sobie, że stworzyłoby sprzeczność z obecnością pasów asteroid. „Jeśli wystąpiłoby takie zdarzenie, tak jak sugerują rezultaty, to jak możemy zachować jakikolwiek podział na strefy w Układzie Słonecznym” zapytał Zolensky. „To stwarza kolejne pytania”.

Raport z 2007 roku mówi dosyć jednoznacznie, że części Wild 2 (kometa) uformowały się w pobliżu Słońca. Spacedaily.com pisze:

Analizy izotropowa i promieniami rentgenowskimi wskazuje na pochodzenie z gorącego, gazowo-pyłowego środowiska w pobliżu młodego Słońca. Wstrząsającym faktem jest natomiast, to, że kometolodzy nie są w stanie dać nam składnej historii formowania się komet. A rażące sprzeczności są ledwie brane pod uwagę, jeśli w ogóle. Zagadki misji „Sturdust”, które pod kątem teorii „Elektrycznego Wszechświata” są proste do wyjaśnienia, nie są nawet wspomniane w raporcie Space.com. Oczywistym jest, że na pytanie odnośnie pochodzenia komet silnie wpływa fakt odnalezienia związków powstających wyłącznie przy gigantycznych temperaturach.
Teoria „Elektrycznego Wszechświata” wysnuwa całkiem inną hipotezę na temat pochodzenia komet i asteroid. W epoce niestabilności planet w naszym układzie, wiele z nich, jak również wiele księżycy poruszając się w polu elektrycznym Słońca i zanurzając się w elektrycznym środowisku, doświadczyło wzajemnego oddziaływania między sobą. Elektryczny łuk rozbił mniejsze księżyce i zaorał powierzchnie planet, stwarzając najbardziej dramatyczne blizny, które obserwujemy na tych ciałach niebieskich. Blizny te dotyczą między innymi „Valles Marineris”, zdumiewająco piękny kanion rozciągający się na długości ponad 3 tys. mil na powierzchni Marsa. Pod tym katem, komety i asteroidy, które obserwujemy dzisiaj są tylko resztkami po tym wydarzeniach. Warto zauważyć, że komety uformowały się z tych samych materiałów co planety i księżyce.
Ta wizja historii planet pomogłaby wyjaśnić obecność komet z pasa głównego , zagadkę dla astronomów przystających na teorię „brudnej śnieżki”. Relacja Space.com z 2007 roku zadaje pytanie „Dlaczego komety znajdują się tak blisko Słońca?”. Raport mówi „Do tego odkrycia, naukowcy sądzili, że żadne komety nie mogły przetrwać w tak bliskim sąsiedztwie Słońca, ze względu na wysokie temperatury”. Ale znowu, jeśli teoretycy „Elektrycznego Wszechświata” mają rację, komety nie były w pobliżu Słońca od bilionów lat. Nie były to nawet miliony. Komety są pozostałością katastrofy z niedawnej historii Układu Słonecznego.
Zaskakującą rzeczą, która zdarzyła się na początku XX wieku, było zademonstrowanie przez norweskiego fizyka Kristiana Birkelanda eksperymentalnego dowodu na poprawność modelu elektrycznej komety. Udało mu się naśladować strumienie komety, wydobywające się z katody w próżni (w tubie). Birkeland napisał: „Z grafitowej katody wydobyły się podłużne słupki światła przypominające żywo tzw. erupcje lub strumienie komet.”.


Urządzenie Kristiana Birkelanda

Z perspektywy modelu “Elektrycznego Wszechświata”, strumienie komet powstają w interakcji pomiędzy ładunkiem elektrycznym komety a wyrzuconą przez Słońce plazmą. Kometa spędza większość czasu daleko od Słońca, gdzie ładunek plazmy jest niewielki. Kometa porusza się powoli i jej bilans elektryczny jest łatwo uzyskiwany w takim środowisku. Z drugiej strony, w momencie zbliżania się komety do Słońca, jądro poruszą się z ogromna prędkością przez obszary z rosnącym natężeniem ładunku i wieloma gwałtownymi zmianami charakterystyk elektrycznych. Ładunek powierzchni jadra oraz wewnętrzna polaryzacja, nabyta w dalekiej przestrzeni kosmicznej odpowiada w nowym środowisku w postaci formujących się strumieni, plazmowej otoczki lub komy. Strumienie ulegają spalaniu i przesuwają się po jadrze nieregularnie pozwalając na wytworzenie dodatkowych ogonów komety. Może się też zdarzyć, że kometa wybuchnie niczym przeciążony kondensator, rozłamując się na mniejsze fragmenty i ostatecznie znikając.

Wyładowania elektryczne komet mogą również zajść w momencie wystąpienia zakłóceń w jej plazmowej otoczce, w momencie przemieszczania się przez niestałe elektrycznie obszary. Wydaje się, że taki właśnie los spotkał Kometę Holmesa 17P w momencie gdy oddalała się od Słońca.
Wiele innych „tajemniczych” odkryć związanych z kometami oraz ich obserwacjami najlepiej wyjaśnianych prze model „Elektrycznego Wszechświata”:

    * Niespodziewanie wysokie temperatury oraz emisje promieni rentgenowskich, których źródłem są komety (nigdy nie przewidywane przez standardową teorię)

    * Ostro zakończone krawędzie komet – dokładne przeciwieństwo oczekiwane po modelu “brudnej śnieżki”

    * Niewyjaśnione zdolności stosunkowo małego jądra komety do utrzymania dużej, sferycznej komy o średnicach liczonych w milionach mil, mimo wiatru słonecznego (fenomen graficznie przedstawiony przez Kometę Homesa 17P)

    * Wyrzucanie większych cząsteczek oraz “żwiru”, które nie były przewidziane w teorii chmur lodu, gazu i pyłu.

    * Mały zasób lub kompletny brak wody oraz innych związków gazowych w jądrze komety

    * Spotykane zjawisko uprzedniego rozbłysku, przed uderzeniem „pocisku” w jądro Komety Tempel 1 (Deep Impact). Ostatnio, magazyn Icarus opublikował raport potwierdzający, że rzeczywiście doszło do rozbłysku w sąsiedztwie miejsca uderzenia – tak jak można było się spodziewać wyładowania elektrycznego poprzedzającego uderzenie.

Konkluzja

Rosyjski rewolucjonista Vladimir Ilyic Lenin powiedział “Nie można robić rewolucji w białych rękawiczkach”. Bez wątpienia, „Elektryczny Wszechświat” wymusi bolesną rewolucję w nauce, która wpłynie na życie niezliczonych specjalistów. Jest mało prawdopodobne, że tak niewygodne zmiany zostaną powitane chłodno przez tych, którzy mają na tym najwięcej stracić. To właśnie ta zewnętrzna, nie będąca pod wpływem instytucji oraz polityki nauka, włączając opinię publiczną, będzie niosła pochodnie na czele tej rewolucji.
Źródło:
Electric Comets Re-write Space Science
http://www.paranormalne.pl/index.php?showtopic=22407
<a href="http://www.youtube.com/v/mAjA_mxwSKc&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowFullScreen&quot; value=&quot;true&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowscriptaccess&quot; value=&quot;always&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;embed src=&quot;http://www.youtube.com/v/mAjA_mxwSKc&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot; type=&quot;application/x-shockwave-flash&quot; allowscriptaccess=&quot;always&quot; allowfullscreen=&quot;true&quot; width=&quot;425&quot; height=&quot;344&quot;&gt;&lt;/embed&gt;&lt;/object&gt;" target="_blank">http://www.youtube.com/v/mAjA_mxwSKc&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowFullScreen&quot; value=&quot;true&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowscriptaccess&quot; value=&quot;always&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;embed src=&quot;http://www.youtube.com/v/mAjA_mxwSKc&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot; type=&quot;application/x-shockwave-flash&quot; allowscriptaccess=&quot;always&quot; allowfullscreen=&quot;true&quot; width=&quot;425&quot; height=&quot;344&quot;&gt;&lt;/embed&gt;&lt;/object&gt;</a>

http://www.swietageometria.darmowefora.pl/index.php?topic=60.msg290#msg290
383  Nassim Haramein, 2012 i... zagadka "obcych" / Nassim Haramein - Przekroczyć Horyzont Zdarzeń / Odp: Dan Winter i Nassim Haramein - próba syntezy ich geometrii : Luty 07, 2010, 00:32:49
 Mówiąc o wymiarze przestrzeni, myślimy o trzech wzajemnie prostopadłych wektorach, nie zważając na to, że fizyczność reperu trzech wektorów ma uzasadnienie jedynie w naszych warunkach ziemskich, gdzie Ziemia w swojej płaszczyźnie daje dwa z nich, a kierunek ciężaru trzeci. Jeśliby nam przyszło rozwinąć cywilizację w miejscu, gdzie brak grawitacji, skąd wzięłaby się w naszym umyśle prostopadłość? Niech to pytanie będzie sygnałem wątłości naszych przesłanek co do wyboru konwencji matematycznych, które są dalekie od uniwersalności. Mimo to wymiarem, opartym na pojęciu reperu wzajemnie prostopadłych wektorów, fizycy posługują się nie tylko w makroświecie, ale i w mikroświecie, o którym już Riemann pisał, że zapewne rządzi się inną geometrią.
http://www.swietageometria.darmowefora.pl/index.php?topic=15.msg3717#msg3717

1.5 Cytaty

 

Platon

a) „Co do obrotów innych planet, ludzie ich nie znają, z wyjątkiem bardzo niewielu, i nie dają im nazw ani nie mierzą za pomocą obserwacji ich stosunków do Liczb. Toteż nic — żeby tak powiedzieć — nie wiedzą, że i ich obroty, których jest nieskończona ilość i zadziwiająca różnorodność, mierzą czas. Można mimo to zrozumieć, że doskonała liczba czasu wtedy wypełnia rok doskonały, gdy osiem obrotów po wyrównaniu swych szybkości powraca do punktu wyjścia — osiem obrotów mierzonych według orbity Tego Samego, które się porusza w sposób jednostajny”[236].

b) „Cały ten wszechświat raz sam Bóg prowadzi w biegu i sam go obraca, a raz go zostawia, kiedy jego obroty już osiągną miarę czasu jemu właściwego. Wtedy się wszechświat zaczyna sam kręcić w stronę przeciwną, bo on jest istotą żywą i dostał rozum od tego, który wprowadził weń harmonię na początku. (...) nie trzeba mówić, ani że świat się zawsze sam obraca, ani też że Bóg zawsze go obraca i w dwóch przeciwnych kręci go kierunkach, ani też że go kręcą jacyś dwaj bogowie, sobie nawzajem przeciwni, tylko (...) to jedno pozostaje, że raz go prowadzi przyczyna inna, boska, i on wtedy znowu nabiera życia i dostaje nieśmiertelność nabytą od swego wykonawcy, a raz, kiedy go Bóg opuści, on wtedy idzie sam przez się, jak długo jest zostawiony sam sobie. Tak, że z powrotem odbywa niezliczone obroty, bo jest czymś największym i najlepiej zrównoważonym, i biegnie, oparty na osi najcieńszej. (...) ruch obrotowy świata odbywa się raz w tym kierunku, co teraz, a raz w stronę przeciwną. (...). Tę przemianę trzeba uważać za największą ze wszystkich przemian, jakie się odbywają, i najbardziej zasadniczą we wszechświecie”[237].

 

 

2.5 Komentarz

 

 Czy istnieje potrzeba wprowadzania dziś modeli kosmologicznych z „pitagorejskim”, cyklicznym czasem? Aby odpowiedzieć na to pytanie prześledźmy najpierw pokrótce w jakim punkcie znajduje się obecnie kosmologia ze względu na moc eksplanacyjną dotychczasowych jej modeli i ich zdolnośc do tłumaczenia znanych w dniu dzisiejszym empirycznych zjawisk, mówiących o budowie Wszechświata jako całości. Otóż, jak wiadomo, z równań Ogólnej Teorii Względności wynikają — przy dodatkowym założeniu homogeniczności oraz izotropowości Wszechświata — trzy możliwe typy jego geometrii, które były tu schematycznie przedstawione na rysunku 5. Owe trzy typy geometrii Wszechświata powiązane są ściśle zarówno z problemem wieku Kosmosu, jak i sposobem jego ewolucji. Zależą one, jak również powszechnie wiadomo, od gęstości materii w universum Ω: dla gęstości mniejszej od tzw. Gęstości krytycznej Ω0 otrzymujemy wszechświat hiperboliczny, dla większej — sferyczny, dla gęstości krytycznej zaś [Ω = Ω0] — wszechświat płaski.

 Sferyczny model Wszechświata oznacza jego zamkniętość (w czasie oraz w przestrzeni). Natomiast modele płaski i hiperboliczny dają jako ich konsekwencję Wszechświat otwarty i być może nieskończony.

 

W każdym razie, potwierdzone przez Roukeme et al. wnioski Weeksa i Lumineta skłaniają do przyjęcia jako adekwatnego do rzeczywistości sferycznego modelu geometrii wszechświata. Tymczasem model ten uważało się dotąd raczej — w świetle obecnych obserwacji — za najmniej możliwy [wzgl. najmniej prawdopodobny]. Jak pisał o tym w 1998 roku A. Liddle: „Ci z nas, którym podoba się teoria inflacji, opowiadają się za modelem Wszechświata płaskiego. Niestety, coraz bardziej wygląda na to, że aby mogło to być prawdą, musimy raczej uwierzyć w istnienie stałej kosmologicznej, niż przyjąć, że Wszechświat ma po prostu gęstość krytyczną. Hiperboliczny (otwarty) model Wszechświata jest, oczywiście, nadal możliwy, natomiast Wszechświat o geometrii sferycznej (zamknięty) — bardzo mało prawdopodobny”[238].

Przeprowadzone od tego czasu obserwacje supernowych wskazują natomiast na coraz szybsze tempo rozszerzania się Kosmosu, a zatem wydawały się tym bardziej świadczyć przeciwko modelowi sferycznemu[239]. Wstępne bowiem wyniki obserwacji teleskopem Hubble’a supernowych z wysokim przesunięciem ku czerwieni zdawały się wskazywać na płaski — choć zarazem obecnie akcelerujący — model rozszerzającego się Wszechświata. Również dane ze stratosferycznej sondy balonowej BOOMERANG zdawały się sugerować poprawność płaskiego modelu Wszechświata. Najnowsze wyniki obserwacji mikrofalowego promieniowania tła sugerują tymczasem wartość gęstości materii Wszechświata w przedziale pomiędzy 1.00 a 1.04 gęstości krytycznej[240]. Uprawdopodobniało by to model sferyczny (lub ew. płaski). Istotnie — jak już pisaliśmy w A1 — najnowszy model Wszechświata opracowany przez zespół Jeffreya Weeksa i Jean-Pierre Lumineta w oparciu o wyniki promieniowania tła podane przez sondę WMAP posługuje się dodekahedralną przestrzenią Poincarégo, tzn. sytuuje się w każdym bądź razie w rodzinie modeli sferycznych.

 Dodekahedralny Wszechświat Lumineta i Weeksa jest podwójnie ikosahedralną rozmaitością różniczkową rzędu 120, której podstawową domeną jest dodekahedr[241]. Model ów bardzo dobrze zgadza się z wieloma danymi przesłanymi przez sondę WMAP, istnieje jednak również inna propozycja interpretacji owych danych, dopasowująca je do płaskiego Wszechświata[242]. Przedstawia ją zespół Davida Spergla z Princeton University: „However, in response to Weeks's report, Spergel and his colleagues have announced evidence that contradicts the findings. They showed previously that if the Universe does produce a hall-of-mirrors effect, it should be possible to find a pattern of matching circles in the microwave background around which the fluctuations are identical (New Scientist print edition, 19 September 1998, p 28). Weeks's theory predicts six specific pairs of matching circles in the sky, but Spergel's team has had no luck finding them in WMAP data. "Weeks's team has a very powerful model that's nice because it makes a very specific prediction about the pattern we should see on the sky," says Spergel. 'However, we've looked for it, and we don't see it' [243].

 Ostatnio wszakże polsko-francuski zespół naukowy w opracowanych przez siebie wynikach uzyskanych z sondy WMAP potwierdził model Weeksa i Lumineta, wyjaśniając zarazem negatywny wynik zespołu Spergela, jako spowodowany faktem, iż Wszechświat znajduje się dopiero na etapie wyewoluowania się pojedynczego [stanowiącego zatem obecnie prawie całą objętość universum] dodekahedru, przez co przewidywane w tym modelu teoretyczne zjawiska odbić w promieniowaniu tła są jeszcze b. słabe[244].

 Należałoby w tym miejscu podnieść również jednak fakt, iż nie tylko dodekahedralny, ale wszelkie modele sferyczne (z racji tego, iż sferyczny Wszechświat działać by musiał jak skupiająca soczewka) przewidują istnienie na niebie tzw. obrazów-widm (ghost images) takich obiektów jak np. galaktyki czy kwazary[245]. W sferycznym Wszechświecie powinny występować obrazy-widma wszelkich w zasadzie obiektów [ściśle rzecz biorąc efekt ten może wystąpić również — choć w mniejszym na ogół natężeniu — także w nie-sferycznym universum]. W zależności od szczegółowej topologii takiego universum owe ghost images mogłyby być b. liczne (nawet nieskończenie liczne) i mogłyby dawać tzw. efekt sali lustrzanej[246]. Mimo jednak podejmowanych już od przedwojny licznych prób[247], do tej pory takowych obrazów nie udało się (przynajmniej jednoznacznie) zaobserwować[248]. Być może wszakże ostatni wynik polsko-francuskiego zespołu tłumaczy również ten fakt.

 

 Mamy zatem obecnie w kosmologii do czynienia z “dramatycznym rozdarciem” pomiędzy dwoma konkurencyjnymi modelami (a raczej grupami modeli) wszechświata z jednej strony płaskiego, z drugiej zaś — sferycznego. Jak wyżej pokazaliśmy, istnieją silne argumenty obserwacyjne (włącznie z ‘dodekahedralnym’ materiałem zinterpretowanym tu po raz pierwszy przez nas) świadczące za każdą z tych opcji. Nie od rzeczy byłoby w takim razie przypuścić, iż może — wedle zasady, że ‘prawda leży pośrodku’ — obydwa owe modele są w jakimś stopniu adekwatne do fizycznej rzeczywistości. Istotnie, gdyby odrzucić klasyczną Kopernikańską Zasadę Kosmologiczną, tj. aprioryczne założenie o homogeniczności i izotropowości przestrzennej Wszechświata, moglibyśmy wprowadzić jako Jego model np. powierzchnię 4-wymiarowego toroidu rogowego, którego 3-wymiarową reprezentacją jest zwykły torus rogowy. Model taki byłby geometrycznie pośredni pomiędzy powierzchnią 4-wymiarowej hipersfery, reprezentującej sferyczną geometrię Kosmosu, a powierzchnią 4-wymiarowego torusa pierścieniowego, która jest przykładem jednego z najbardziej popularnych ostatnio modeli płaskich [por. rys.12].


 Rys. 12 Torus pierścieniowy (u góry) jako rzut czterowymiarowego toroidu płaskiej geometrii Wszechświata oraz torus rogowy (u dołu) — przykład możliwej „geometrii pośredniej” która globalnie przypominałaby geometrię sferyczną (180o < suma kątów w trójkącie < 540o), lokalnie zaś byłaby zbliżona do płaskiej geometrii pierścieniowego torusa.

 

 W naszym modelu ‘rogowym’ istnieje jeden punkt wyróżniony (środek torusa rogowego), który byłby tu modelem początkowego a zarazem końcowego punktu (propagacji) Wszechświata. Czas jest w tym wypadku cykliczny (wszechświat zamknięty), co dobrze zgadza się z naszymi ustaleniami nt. logicznie koniecznej natury czasu z poprzedniego paragrafu. W takim rogowym Wszechświecie nie będą występowały w zasadzie (poza punktem początku-końca) ghost images — także w promieniowaniu tła — co z kolei dobrze zgadza się z aktualnymi obserwacjami. Jednak taki Wszechświat — jako ‘globalnie sferyczny’ — ‘rozpinany’ byłby przez (przestrzenną) siatkę dodekahedralnych geodetyk, co znowu stoi w zgodzie do przedstawionych przez nas rozumowań i empirycznych danych.

 W modelu tym jedynym pełnym obrazem-widmem byłby obraz-widmo punktu początkowego (osobliwego). Punkt ten zatem sam by siebie podwajał [ogólniej: multyplikował] — i w ten sposób byłby źródłem czasu. Dopóki bowiem mamy do czynienia z jednym tylko punktem — jedną chwilą — nie może istnieć ruch. Istnieje wówczas tylko (statyczna) wieczność. Czas zaś jest ex definitione „podwajaniem się”, multyplikacją (punktów i chwil).

 Natomiast fakt, iż (cały) czas wszechświata musi być skończony jest logicznie konieczny. Rozważmy albowiem, co następuje. Weźmy dowolną miarę (tj. jednostkę) czasu. Niech to będzie — dla ustalenia uwagi — sekunda. Otóż sekunda jest (jedną) sześćdziesiątą częścią minuty, (jedną) 3600-tną częścią godziny etc. Ale, w wypadku istnienia czasu nieskończonego, sekunda byłaby 1/∞ — tj. [przy przejściu przez granice] dokładnie zerową! — częścią takiego czasu (czasu w ogóle, czasu jako takiego). Gdyby jednak sekunda była zerową (tj. żadną) częścią czasu w ogóle, to wówczas nie byłaby ona w ogóle częścią czasu. Nie będąc zaś w ogóle [żadną] częścią czasu nie mierzyłaby go przeto. Innymi więc słowy, gdyby czas był nieskończony, byłby on wówczas bezmierny — czyli byłby czasem bez miary, czasem pozbawionym miary. Nie można by było go przeto mierzyć. A skoro czas daje się jednak mierzyć, to musi być on przeto skończony, tj. określony (ograniczony kresem). Warto w tym miejscu odnotować, iż powyższe rozumowania występują rzecz jasna przeciwko faktycznemu (tj. realnemu) istnieniu wszelkich zbiorów nieskończonych, przeciw istnieniu to których (np. przeciw nieskończonej podzielności odcinka) występował już m.in. wielokrotnie cytowany tu przez nas G.W. Leibniz[249].

W powyższym modelu mamy więc do czynienia z czasem Wszechświata cyklicznym, zamkniętym — cały Wszechświat jest zaś periodyczny i pulsujący [także periodyczną jest zarazem wskutek tego przestrzeń, ale fakt ów jest również logicznie konieczny — przestrzeń musi być skończona i periodyczna z tych samych względów, z których te właśnie cechy posiadać winien czas]. Model czasu Wszechświata pulsującego [wzgl. periodycznego], czyli też cyklicznego pojawia się zresztą (również cyklicznie i periodycznie) od momentu stworzenia pierwszego tego rodzaju modelu przez R.C. Tolmana [por. rys. 13] co jakiś [nomen atque omen] czas w kosmologii. Może to świadczyć za tym, iż tego rodzaju intuicja czasu (i) Wszechświata jest (również w nauce) głęboko zakorzeniona[250].

 Rys. 13 Kosmologiczny model Tolmana [za: M. Heller, 1983]. Jak pisze M. Heller: „Tolman wraz ze swoim współpracownikiem Morganem Wardem wykazali, że jeżeli w modelu oscylującym zachodzą procesy nieodwracalne, to okres trwania poszczególnych cykli wydłuża się, a ich amplituda rośnie [...], w fazie rozszerzania się Wszechświata entropia wzrasta, w fazie kurczenia się maleje, ale w kolejnych maksimach ekspansji entropia jest coraz większa. W ten sposób Wszechświat może oscylować nieograniczenie. Jednakże problem przejścia przez osobliwości nadal pozostaje nierozwiązany. Tolman na wszelki wypadek na wykresie pozostawił luki, nie narysował, jak sobie te przejścia wyobraża” [op. cit., s. 112-113].

 

 Ponadto, przedstawiony tu przez nas model Wszechświata był zasadniczo już od samego początku logicznie konieczny, tj. koniecznie prawdziwy. To właśnie tak naprawdę nic innego, a jedynie powierzchnia 4-wymiarowego toroidu rogowego, może być poprawnym modelem, otrzymanym jako odpowiedź na pytanie o (czaso-)przestrzenny kształt Kosmosu. Jeżeli pytamy bowiem w jakim kształcie zamyka się Wszechświat w ogóle, to w odpowiedzi nie możemy — logicznie rzecz biorąc — wymienić żadnych szczegółów tegoż kształtu: to, co jest tylko w ogóle, nie jest w żadnym szczególe, nie może być niczym szczegółowym. Dlatego też najogólniej rozumianym kształtem Universum musiałby być kształt doskonale homogeniczny i izotropowy, co implikuje — jako odpowiedź na tak ogólne pytanie — kształt ‘idealnej’ [tyle, że 4-wymiarowej] Parmenidejskiej kuli[251] [scil. 3-wymiarowej powierzchni hipersfery]. Każda odpowiedź jest po prostu już logicznie zawarta w [poprawnie zadanym] pytaniu. Z zadania sobie tegoż pytania o najogólniej rozumiany charakter kształtu Wszechświata, wynika odpowiedź w postaci zasady kosmologicznej, głoszącej homogeniczność i izotropowość Kosmosu[252]. Problem polega wszak na tym, że kiedy pytamy o czasoprzestrzenne granice Universum, to zadajemy w istocie pytanie już nie o ten najbardziej ogólnie rozumiany kształt Wszechświata, ale pytamy o czasowe granice przestrzennych granic i — tym samym — wchodzimy już na poziom większej (choć dopiero pierwotnej, tj. minimalnej) szczegółowości.

 Weźmy zatem logicznie konieczny 2-wymiarowy model przestrzeni Wszechświata. Musi nim być — zgodnie ze wszystkim, co zostało przed chwilą powiedziane — koło. Jeżeli zadamy sobie teraz pytanie o czasowe granice tak rozumianego Universum (tj. czasowe granice universum rozpatrywanego na tym poziomie ogólności, bądź szczegółowości), to otrzymamy w odpowiedzi — sytuujący się gdzieś na tym kole (wyróżniony) punkt [rys. 14].

 Rys. 14 Gdy fizyczną przestrzeń Wszechświata przedstawimy w postaci (‘doskonałego’) okręgu, wówczas jej granica — czas — będzie, naniesionym na ów okrąg, punktem.

 

Tak, jak punkt jest bowiem granicą linii[253], tak i czas jest granicą, tj. zewnętrznym kształtem a. formą przestrzeni. Jest tak po pierwsze dlatego, gdyż forma przestrzeni jest tejże przestrzeni strukturą, a więc w tym wypadku [zadaną na owej przestrzeni] metryką. Metryka zaś — lub mówiąc po prostu odległość — zjawia się w przestrzeni dopiero wraz z czasem. Gdyby nie było czasu, pokonanie jakiejkolwiek odległości nie trwałoby nigdy dłużej niż chwilę, przez co odległości de facto nie istniałyby, przez co z kolei wszystkie punkty przestrzeni należałoby ze sobą utożsamić. W takim jednak wypadku przestrzeń — nie posiadając części (sprowadzałaby się bowiem do punktu)[254] — nie miałaby też i [wewnętrznej] budowy, struktury. W drugą stronę zresztą również i dystans przestrzenny implikuje swoim istnieniem czas. Czas albowiem — jako tożsamy z najogólniej rozumianym ruchem[255] — wymaga dystansu dla swego istnienia. Przeto więc dystans [przestrzenna odległość a. odległość w przestrzeni] i czas są to pojęcia równozakresowe. [Metryczny] dystans [czas] jest więc strukturą [kształtem, granicą] przestrzeni.

Po drugie — czas jako spirala jest tworem płaskim, 2-wymiarowym, przeto przystoi mu ograniczać 3-wymiarową przestrzeń[256].

Po trzecie przestrzeń fizyczna, która jest z jej definicji najprostszym dającym się dostrzec zmysłowo tworem[257], wymaga jako swej antytezy (granicy) tego, co jest jeszcze niewidzialne (nie dające się dostrzec zmysłowo) a taką jest właśnie rzeczą czas.

Należałoby tu tylko jeszcze zauważyć, iż czas — jako właśnie graniczna [tj. skrajna] forma przestrzeni, należy do tej przestrzeni, zawiera się w niej — nie może stanowić on przeto odrębnego, „czwartego” wymiaru.

W każdym razie, na owym jednowymiarowym, liniowym [w postaci okręgu] modelu przestrzeni trójwymiarowej, czas będzie więc punktem. Gdy uwzględniamy czas w przestrzeni — wyróżniamy na tej linii punkt. Jeśli chcemy zaś przejść do przestrzeni trójwymiarowej, zrealizować zatem model (spełnić go), musimy obrócić rzecz jasna cały model [ażeby stał się pełnym] wokół punktu-czasu najpierw w przestrzeni 3-, potem zaś 4-wymiarowej, otrzymując [kolejno] torus rogowy, oraz 4-wymiarowy rogowy hipertoroid. Wyróżniony albowiem na kole przestrzennym punkt czasu stanowi formę, tj. granicę owej przestrzeni. Żeby jednakże urzeczywistnić ów model, trzeba go zrealizować, tzn. spełnić. Spełnienie zaś czegoś jest (jego) obrotem, obróceniem, tj. także — odwróceniem [a więc — w tym wypadku — zamienieniem formy i treści; treść koła przestrzeni stać się musi a zatem formą otaczającą znajdującą się tym razem wewnątrz treść czasu-formy — i stąd się bierze charakter ww. obrotu].

Wówczas otrzymamy rzecz jasna model Wszechświata niehomogenicznego i anizotropowego, ale — jak już powyżej zaznaczono — taki to właśnie model jest logicznie konieczny[258], kiedy chcemy odpowiedzieć na pytanie o nie tylko przestrzenny, ale również przestrzenno-czasowy charakter kształtu Kosmosu. Kosmologia współczesna zaś udzielała — jak do tej pory — ‘właściwej odpowiedzi na niewłaściwe pytanie’. Było tak zaś dlatego, ponieważ współcześnie nie umiemy z zasady — w przeciwieństwie np. do starożytnych Greków — myśleć posługując się pojęciami synkrytycznymi[259] — pojęciami odnoszącym się do jakichś obiektów w ogóle, do rzeczy samych w sobie. Nie potrafimy obecnie już mówić po prostu o „czymś”, a jedynie o „czymś jakimś”, o rzeczy w danym jej aspekcie. Nic zatem dziwnego, że i dzisiejszym fizykom zlewa się pojęcie „kształtu Wszechświata w ogóle” z jego bardziej szczegółową egzemplifikacją — „kształtu Wszechświata w jego aspekcie ewolucyjnym, tj. dynamicznym, czyli więc czasowym”. I tak o ile „Wszechświat w ogóle” winien mieć (w pierwszym przybliżeniu) kształt Parmenidejskiej kuli, o tyle Wszechświat czasowy [universum obserwowane w czasie, a więc universum w pełni fizykalne] jest hipertorusem rogowym. Jak widzimy, to właśnie zresztą model torusa rogowego wyjaśnia nam [na razie przynajmniej jakościowo] wszystkie, pozornie jedynie sprzeczne, obserwacje dotyczące Wszechświata[260].

 Osobną kwestię stanowi tutaj problem szczegółowego statusu geometrycznego omawianego przez nas modelu Kosmosu. Jak wiadomo, funkcjonujące dziś w tej materii modele opierają swój formalizm na geometrii rozmaitości (różniczkowalnych). Jak zauważa jednak M. Heller: „Konieczność odejścia od rozmaitościowego modelu czasoprzestrzeni może ujawnić się w obszarze kwantowania grawitacji. Istnieją silne racje przemawiające za tym, że skwantowanie pola grawitacyjnego — przede wszystkim na bardzo wczesnych etapach ewolucji Wszechświata, w pobliżu tzw. początkowej osobliwości — jest nie dającą się uniknąć koniecznością. Choć znane są i inne propozycje, wysoce prawdopodobnym wydaje się, że przy tego rodzaju zabiegu trzeba odstąpić od rozmaitościowej struktury czasoprzestrzeni. Zacytujmy na przykład opinię Trautmana: ‘Topologiczne i różniczkowe struktury czasoprzestrzeni nie wydają się posiadać dobrze określonego operacyjnego znaczenia. Dlatego też jest prawdopodobnym, że zostaną one porzucone, lub raczej zastąpione, przez jakąś inną strukturę, która byłaby ściślej związana z fizycznymi zjawiskami i ściślej przez nie wyznaczana niż absolutna, lokalnie euklidesowa struktura czasoprzestrzeni, zakładana we wszystkich obecnych teoriach. Według mojej opinii, zadowalająca kwantowa teoria przestrzeni, czasu i grawitacji będzie musiała odrzucić pojęcie rozmaitości różniczkowej jako modelu czasoprzestrzeni’ [...]”[261].

 Strukturą, będąca ‘ściślej związaną z fizycznymi zjawiskami’ mogłaby być [jak wynika już z naszych dotychczasowych rozważań] przestrzeń rozpinana przez [zawarty w niej] 2-wymiarowy, spiralny czas, naniesiony na ‘złotą’, logarytmiczną spiralę, której każdy pełny obrót kreowałby kolejne — propagujące w postępie właśnie złotym — płaskie pentagonalne figury (pentagon, siatka dodekahedru etc.) [por. rys. 6]. Rzut spirali czasu na oś jednowymiarową dawałby czas liniowy skwantowany. Przybliżyłoby to w istotny sposób ‘unifikację’ czasu w dzisiejszej fizyce, która dysponuje póki co jedynie partykularnymi pojęciami czasu: termodynamicznym, ‘grawitacyjnym’, kwantowym etc. Szczegółowy formalizm takiej struktury wymagałby dopiero opracowania. Jak zauważa wszelako É. Klein: „Każda z koncepcji fizycznych nadaje czasowi status oryginalny i szczególny. W rezultacie czas prezentuje zagadkowe oblicze sfinksa, jego istota zaś pozostaje mglista, nieokreślona i raczej niespójna. Nie istnieje uniwersalna koncepcja czasu, nie ma wokół tego pojęcia teoretycznej zgodności. [...]. Czy jedność czasu pojawiłaby się, gdyby teoretycy zdołali zunifikować cztery oddziaływania uznawane przez współczesną fizykę za podstawowe? A może wręcz przeciwnie, brakuje im właśnie tej jednolitej wizji czasu, aby posunąć do przodu sprawę unifikacji? Niewykluczone, że różne czasy [...] posiadają jednak dobrze ukryte ‘twarde jądro’ wspólnych własności. Wykazanie istnienia ‘zgodności czasów’ w fizyce wprowadzałoby porządek tam, gdzie go bardzo brakuje, a ponadto rzuciłoby nowe światło na pewne nadal aktualne problemy podstawowe, jakie nastręcza na przykład interpretacja fizyki kwantowej. Z pytań dotyczących natury czasu mogłyby się więc narodzić fundamentalne teorie jutra”[262].


 Rys. 15 Trudne do wizualizacji przedstawienie modelu Wszechświata w postaci 4-wymiarowego hipertoroidu rogowego, z czasem jako jego osią symetrii. Nowego znaczenia nabiera tu znane [zwłaszcza wśród ziemskich biznesmenów] powiedzenie, że wszystko w świecie kręci się wokół czasu.
Czas waha się tu cyklicznie w przedziale [-a, a], zaś dla  r = a otrzymujemy punkty osobliwe (ewolucji) Wszechświata. Od razu widać, iż w tym modelu każde przemieszczenie [translacja] w przestrzeni jest zarazem podróżą w czasie i vice versa. Kiedy sięgamy w głąb przestrzeni, sięgamy w głąb czasu — co jest zresztą dość oczywiste — natomiast (jak już wcześniej zauważaliśmy) istnienie odległości przestrzennej jest conditio sine qua non istnienia zjawisk czasowych. Poza tym Wszechświat w tym modelu 'ekspanduje' — jak również widać — w tempie niejednostajnym i posiada 'momenty' osobliwe, co może implikować niejednospójną topologię. Model ów wymaga teraz ilościowego sprawdzenia.


 

Rys. 16 Niejednospójna topologia Wszechświata jest wynikiem, logicznie rzecz biorąc, z jednej strony zamkniętości, czyli też pełni universum, z drugiej zaś może być związana z przedstawionym powyżej zarysem cyklicznego modelu czasoprzestrzeni, w którym czas jest okresowy i stanowi 'centrum' Kosmosu.

 

Konsekwencje adekwatności tegoż modelu byłyby m.in. następujące. Otóż, jak wiadomo, trajektorie w przestrzeni fazowej systemu hamiltonowskiego, mającego n stopni swobody i posiadającego n całek ruchu, leżą na n-wymiarowej rozmaitości, która jest topologicznie równoważna n-torusowi[267] [por. rys. 17]. Zatem Wszechświat w ogóle, Wszechświat jako całość byłby adekwatnie opisywalny 'pełnym' torusem rogowym, zaś poszczególne części ten Wszechświat składające — w ogólności 'niepełnymi', wielowymiarowymi torusami (pierścieniowymi). To doskonała ilustracja prawdy głoszącej, że całość jest czymś pełnym, to co ogólne jest czymś prostym, a poszczególne składniki tegoż ogółu — niepełne i skomplikowane.



 

Rys. 17 Orbity ciał materialnych opisywanych w systemie hamiltonowskim (np. orbity planet) sytuują się na torusach fazowych (np. w przestrzeni zmiennych 'działanie-kąt').

 

Warto tutaj w każdym razie jeszcze zaznaczyć, iż powiedzieliśmy powyżej również coś nt. natury punktu początkowego — tj. wg np. OTW osobliwego punktu[268] — Wszechświata. Nie zmienia to faktu, że posiadane dziś przez nas narzędzia teoretyczne nie są w stanie dosięgnąć opisu tego punktu, jednak — jak widać — nawet już prosta logika i rozum [a więc 'narzędzia' doskonale znane już Filolaosowi] są zdolne wykroczyć — przynajmniej w sensie jakościowym — poza najbardziej nawet dopracowane naukowe teorie


Jak pokazaliśmy do tej pory, nauka Filolaosa, niczym czerwona nić, przewija się w toku dziejów astronomii i kosmologii. Nazwisko pitagorejczyka, bądź jego uczniów Archytasa oraz Platona, pojawia się nader często tam, gdzie dokonane zostaje jakieś przełomowe — i zdawałoby się całkiem nowatorskie — odkrycie, dotyczące budowy oraz struktury Kosmosu, uświadamiając nam, że nie do końca jest ono naprawdę nowatorskie. Co prawda usiłuje się dziś przedstawiać często poglądy antycznych uczonych jako archaiczne, a nawet logicznie niespójnie, pogląd taki jednak — jak już wyżej pokazaliśmy — sam jest logicznie niespójny; toteż należałoby go uznać już za archaiczny.

Zapewne także „nie ma wątpliwości”, iż czysto dedukcyjny system pitagorejsko-platoński, wyprowadzający swe tezy z najbardziej ogólnych (synoptycznych), pierwotnych zasad (a. zasady) jest — logicznie rzecz biorąc — bardzo bliski już na samym swym początku Teorii Wszystkiego, bądź wręcz stanowić musi egzemplifikację takiej teorii. W dzisiejszej fizyce rozumuje się zazwyczaj przez indukcję i uogólnianie — „od szczegółów do ogółu”[280] — zatem najbardziej ogólna teoria — Teoria Wszystkiego — jest w tym modelu myślenia dopiero finalnym, nieosiągalnym prawie punktem dojścia
Pitagorejskie twierdzenie, że ‘wszystko jest liczbą’ może być prawidłowo uzasadnialne logicznie. Liczba (naturalna) jest bowiem jednością wielości (jedną wielością). Tymczasem wszystko, co nie jest wielością — jest jednością. To zaś, co nie jest wielością — musi być jednością. Zatem nie może istnieć nic, co nie byłoby ani wielością, ani jednością. Zarazem każda rzecz jest jedną i tą samą rzeczą [zasada tożsamości].
Przejdźmy teraz z kolei do bytów „ponadprzestrzennych”. Dość oczywistym jest, iż tak, jak ciało geometryczne możemy określić za pomocą 3 współrzędnych (długość, szerokość, wysokość), tak „ciało o własnościach fizycznych” („posiadające barwę”, czyli pewnie po prostu jakąś konsystencję, a. ogólniej — stan skupienia) da się opisać za pomocą tych trzech oraz jeszcze jednej współrzędnej, oznaczającej masę. Innymi słowy każdy punkt bryły geometrycznej, jako obcięcia 3-wymiarowej przestrzeni, jest całkowicie określony trzema liczbami, zaś każdy odnośny punkt jako część ciała fizycznego — czterema liczbami, z których czwarta oznacza masę skupioną w danej, infinitezymalnej części 3-wymiarowego kształtu ciała. Tak samo zatem, jak ciało geometryczne mogliśmy potraktować jako swego rodzaju ciąg (a. continuum) płaszczyzn, tak i ciało fizyczne (masywne) możemy potraktować jako ciąg (a. continuum) geometrycznych brył, lub też jako geometryczną bryłę, której przypiszemy jeszcze w każdym jej punkcie czwartą współrzędną — masę.

 Podstawą naszego poznania jest ujęcie, tzn. objęcie rzeczy(-wistości), czyli forma (to, co ogranicza)[333]. Możemy ten aspekt Wszechświata nazwać także jego (zewnętrznym) obliczem (physis). Zajmować się nim powinna (szeroko rozumiana) fizyka, jako nauka nie tylko o materialnym aspekcie świata, ale o wszystkich aspektach formalnych tegoż świata.
Łatwo jest pokazać, że pitagorejsko-platoński paradygmat nauki — taki, jakim go w nin. pracy zrekonstruowaliśmy — prowadzi wprost i natychmiast do skonstruowania (czy też może raczej: odkrycia) wciąż nieosiągalnego w dzisiejszej fizyce szczytu i zwieńczenia tejże fizyki, jakim byłaby dla niej bądź tzw. jednolita teoria pola, tj. „ogólna teoria, która powiązałaby oddziaływania elektromagnetyczne, grawitacyjne, silne i słabe jednym układem równań”[335], bądź także tzw. teoria wszystkiego, tj. „teoria, która podaje jednolity opis wszystkich znanych typów cząstek elementarnych, wszystkich znanych rodzajów sił we Wszechświecie oraz ewolucji Wszechświata”


 Zakończenie

 

I tak oto doszliśmy do końca naszych rozważań. Dotyczyły one w istocie zagadnienia mitu liniowego postępu nauki. Jak okazało się powyżej, pomimo iż mit ten (jak zresztą na ogół wszystkie mity) ma szeroki zakres i dużą siłę oddziaływania, jest jednak z punktu widzenia faktów nazbyt dosłownie interpretowany i przyjmowany. Niewątpliwie tkwią w nim ziarna prawdy w tym sensie, że nauka nowożytna dokonuje bezustannego ilościowego postępu wiedzy. Ale twierdzenie, że istnieje dziś również stały postęp w metodzie myślenia, w dokonywaniu wglądu w rzeczywistość i w metodologicznej analizie odkrywanych naukowych teorii budzi już znaczną wątpliwość.

Posługując się metodami ścisłego (choć zarazem bardzo abstrakcyjnego) logicznego myślenia, jakie były już znane starożytnym, możemy nie tylko zrozumieć głeboko sens odkrywanych dziś przez nas w fizyce i astronomii empirycznych faktów i uzyskać w nie wgląd; możemy również przewidywać nowe, przyszłe odkrycia (jak odkrycie, nie powstałej jeszcze do dzisiaj, Ogólnej Teorii Pola).

Konkluzje te mogą nas niepokoić. Są one bowiem obligatoryjne. Przyjąwszy je jako prawdę, nie możemy nie starać się zmienić podejścia do odkrywania Prawdy naukowej. W szczególności nie możemy w takim razie zatrzymywać się na zdroworozsądkowym etapie poznania rzeczywistości i twierdzić nadal, że jest to etap najwyższy. Świadomość, że poza metodą nauk empirycznych istnieje jeszcze coś więcej jest z pewnością bardzo niewygodna, zmusza do najwyższych umysłowych oraz duchowych wysiłków. Dlatego też naukowcy przez setki lat — poczynając od ówczesnych krytyków Kopernika, Galileusza i Newtona (a nawet jeszcze wcześniej) bronili się przed tą świadomością i będą ją z całą pewnością dalej odrzucać.

http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/aurea_catena_gnosis/zawisza_czerwona_nic/zawisza_czerwona_nic06.htm
384  Powitania, Kawiarenka i Hyde Park / Hyde Park - inne / Odp: Dziwne światło nad Norwegią. : Luty 05, 2010, 21:29:05
Ciekawa forma w zorzy polarnej      

Pojawiły się w sieci zdjęcia ciakawej formy, którą udało się sfotografować Pre-Arnie Mikalsenowi. 20 stycznia fotografował on zdjęcia zorzy północnej nad swoim miasteczkiem w Norwegii (Andenes).

Robił to często, zajmował się dokumentowaniem zjawisk atmosferycznych nad Norwegią zawodowo przez 25 lat, zdjęcia zórz robił hobbystycznie i zamieszczał je chociażby w galerii SpaceWeather w necie

Na jednym ze zdjęć zrobionym 20 stycznia utrwalił ciekawą formę przypominającą trochę meduzę, albo owe zwiewne istoty z filmu Avatar Uśmiech

Dyskusja w sieci oczywiście koncentruje się nad kwestią ewentualnych blików światlnych albo skazy soczewki aparatu, ale poza nimi ciekawym wątlkiem dyskusji jest teza, że jest to refleks światła zorzy (zielona poświata) na jakimś obiekcie na niebie.

Informacje publikujemy za Discovery News oraz Red Ice Creation, fotki pochodzą  Red Ice Creation oraz z galerii Spaceweather Aurora Galleries



Norway Aurora 20_01_2010



Norway Aurora 20_01_2010



Norway Aurora 20_01_2010

 

Red Ice Creation podaje też informacje o tym, że tego samego 20 stycznia 2010 mieszkańcy Reykjanes w Islandii byli świadkami burzy z błyskawicami na nocnym niebie. Niby nic szczególnego, gdyby nie to, że w tym rejonie błyskawice są kompletnym ewenementem, który udaje się zaobserwować raz - czasem na kilkadziesiąt lat. Oczywistym więc są skojarzenia tych dwóch zjawisk i próby łączenia tego z instalacją HAARP w Norwegii, która zgodnie została w sieci uznana za autora słynnej norweskiej spirali z przed miesiąca.
http://www.schodamidonieba.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=498:ciekawa-forma-w-zorzy-polarnej&catid=44:swoje&Itemid=53
385  Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Metafizyka / Odp: Treść naprzeciw treści : Luty 05, 2010, 20:58:10
Przytoczony tekst został wygłoszony w 1929 roku i pozornie dotyczy konkretnego zdarzenia, jakim było odejście Jiddu Krishnamurtiego od doktryny Towarzystwa Teozoficznego. Pozornie, albowiem przekaz zawarty w tym tekście nie stracił NIC na aktualności.

Kontekst historyczny zdarzenia był następujący:
W 1909 r. C. W. Leadbeater, jeden z przywódców Towarzystwa Teozoficznego, ogłosił, że Nauczyciel Świata, bodhisattwa Maitreja, przemówi wkrótce do ludzkości, używając w tym celu ciała 14-letniego wówczas hinduskiego chłopca, Jiddu Krishnamurtiego. W celu przygotowania ludzkości na przyjście Nauczyciela Świata założono w 1911 r. Zakon Gwiazdy na Wschodzie, który w latach 1920. zrzeszał ok. 15 tysięcy członków. Krishnamurti był od dziecka przygotowywany do tej kluczowej w historii naszej cywilizacji chwili, kiedy to Maitreja, Przełożony Hierarchii Duchowej Wniebowstąpionych Mistrzów, miał zabrać głos i pokierować losami ludzkości. A jednak... zrezygnował z tego zaszczytu bycia głosem i ciałem Maitreji - przynajmniej w takiej formie, jaką Towarzystwo Teozoficzne chciało mu narzucić. Bo o tym, że Pan przemawiał przez niego, gdy rozwiązywał Zakon Gwiazdy na Wschodzie, świadczy ponadczasowośc tego tekstu.

Jiddu Krishnamurti (1929 r.)

Rozwiązanie Zakonu Gwiazdy

za: Schodami Do Nieba:
całość tu:
http://www.schodamidonieb...swoje&Itemid=57




Dziś rano zastanowimy się nad rozwiązaniem Zakonu Gwiazdy. Wielu to ucieszy, innych chyba zmartwi. Ale nie chodzi tu ani o radość ani o smutek, jest to bowiem, jak zamierzam wyjaśnić, nieuniknione.
Pamiętacie może opowieść, jak to diabeł szedł ze swym przyjacielem ulicą i jak ujrzeli przed sobą człowieka, który zatrzymał się, podniósł coś z ziemi, obejrzał i włożył do kieszeni. Przyjaciel zapytał diabła: "Co on podniósł?", ten zaś odparł "Podniósł odrobinę Prawdy". "To chyba bardzo dla ciebie niekorzystne?", rzekł przyjaciel. "Ależ nie", odparł diabeł, "pozwolę mu ją teraz zinstytucjonalizować" [I am going to let him organise it].


Twierdzę, że Prawda jest krainą bez dróg i że nie można zbliżyć się do niej po żadnej ścieżce, nie zbliża do niej żadna religia, żadna sekta. Taki jest mój punkt widzenia i obstaję przy nim w sposób absolutny i bezwarunkowy. Prawda, będąc nieograniczoną, nieuwarunkowaną, nieosiągalną na jakiejkolwiek drodze, nie może zostać zinstytucjonalizowana; nie należy też tworzyć żadnej organizacji, która by wiodła czy siłą prowadziła ludzi jakąś ścieżką. Jeśli to najpierw zrozumiecie, to ujrzycie, jak niemożliwym jest zinstytucjonalizować wiarę. Wiara jest sprawą czysto osobistą, nie możecie, nie wolno wam jej instytucjonalizować. Jeśli się to uczyni, to umiera ona i ulega krystalizacji, staje się wyznaniem, sektą, religią, którą narzuca się innym.

To właśnie wszyscy próbują na całym świecie czynić. Zawęża się prawdę i czyni z niej zabawkę dla ludzi słabych, dla tych, którzy są chwilowo niezadowoleni. Prawdy nie da się sprowadzić w dół, to raczej jednostka zdobyć się musi na wysiłek, by się do niej wznieść. Nie możecie sprowadzić szczytu góry w dolinę. Jeśli chcecie zdobyć szczyt góry, musicie przejść przez dolinę i wspiąć się na zbocza nie lękając się niebezpiecznych przepaści. Wy wspiąć się musicie ku Prawdzie, jej nie można dla was "obniżyć" czy zinstytucjonalizować. To przede wszystkim organizacje podtrzymują zainteresowanie ideami, ale organizacje budzą jedynie zainteresowanie zewnętrzne. Zainteresowanie, które nie jest zrodzone z miłości Prawdy dla niej samej, a jedynie wzbudzone przez organizację, jest bezwartościowe. Organizacja staje się szkieletem, do którego jej członkowie mogą się wygodnie dopasować. Oni nie pożądają już Prawdy czy szczytu góry, ale raczej wyszukują sobie wygodne miejsce lub pozwalają, by umieściła ich tam organizacja i uważają, że organizacja będzie w ten sposób wiodła ich do Prawdy.

Jest to zatem pierwszy powód dla którego, z mego punktu widzenia, należy Zakon Gwiazdy rozwiązać. Wbrew temu utworzycie zapewne inne Zakony, nadal będziecie należeć do innych organizacji szukających Prawdy. Nie chcę należeć do żadnej organizacji duchowego typu, proszę, zrozumcie to. Skorzystam na przykład z usług organizacji, która zawiezie mnie do Londynu; to jest organizacja zupełnie innego typu, organizacja jedynie techniczna, niczym poczta bądź telegraf. Podróżowałbym korzystając z samolotu czy parowca, są to jedynie fizyczne urządzenia nie mające nic wspólnego z duchowością. Twierdzę, powtarzam, że żadna organizacja nie może wieść człowieka do tego, co duchowe.

Jeśli w tym celu tworzy się organizację, to staje się ona podporą, źródłem słabości, zniewolenia; musi ona paraliżować jednostkę, przeszkadzać jej wzrastać, ustanawiać swą wyjątkowość, zależną od odkrycia, samemu dla siebie, tej absolutnej, nieuwarunkowanej Prawdy. Jest to zatem drugi powód dla którego zdecydowałem, skoro jestem już Naczelnikiem Zakonu, Zakon rozwiązać. Nikt na tę moją decyzję nie wpłynął.

Nie jest to żaden wspaniały wyczyn, nie chcę bowiem mieć wyznawców i mówię to serio. Z chwilą, gdy za kimś idziecie, przestajecie podążać za prawdą. Nie interesuje mnie, czy zważacie na to, co mówię, czy nie. Pragnę czegoś w świecie dokonać i dokonam tego z niewzruszonym skupieniem. Interesuje mnie tylko jedna istotna rzecz: uczynić człowieka wolnym. Pragnę uwolnić go od wszelkich klatek, od wszelkich lęków, nie chcę zaś zakładać religii, nowych sekt, ani też ustanawiać nowych teorii czy nowych filozofii. Zapytacie mnie naturalnie, dlaczego podróżuję po świecie nieustannie przemawiając. Powiem wam, z jakiego powodu tak czynię: nie bym pragnął wyznawców, nie bym chciał mieć grono wybranych uczniów. (Jakże ludzie lubią być inni od swych bliźnich, choćby mieli odróżniać się czymś bezsensownym, absurdalnym i trywialnym. Nie chcę tych absurdów popierać.) Nie mam uczniów, nie mam apostołów, czy to na tej Ziemi czy w dziedzinie ducha.

Nie pociąga mnie też urok pieniędzy ani pragnienie wygodnego życia. Gdybym chciał wieść wygodne życie nie przyjeżdżałbym na obóz i nie mieszkałbym w wilgotnym kraju. Mówię otwarcie, bo chciałbym to ustalić raz na zawsze. Nie chcę wieść z roku na rok tych dziecinnych debat.
Pewien prowadzący ze mną wywiad reporter uważał rozwiązanie organizacji mającej wiele tysięcy członków za wspaniały wyczyn. Był to dla niego wielki akt, powiedział "Co będzie pan potem robił, jak będzie pan żył? Nie będzie pan miał wyznawców, ludzie nie będą pana słuchać". Jeżeli znajdzie się choćby pięciu ludzi, którzy będą słuchać, którzy będą żyć, którzy będą mieć twarze zwrócone ku wieczności, to wystarczy. Po co mieć tysiące nie rozumiejących, zabalsamowanych od stóp do głów w przesądzie, nie pragnących nowego, którzy raczej przetłumaczą to, co nowe tak, aby zadowalało ich bezpłodne, ociężałe jaźnie? Jeśli mówię ostro, proszę, nie zrozumcie mnie źle, nie jest to przejaw braku współczucia. Gdy udajecie się do chirurga na operację, to czy nie czyni dobra operując was również wtedy, gdy wywołuje to ból? Jeśli więc ja, podobnie, mówię ostro, nie wynika to z braku prawdziwego uczucia - a wręcz przeciwnie.
Mam, jak powiedziałem, tylko jeden cel: uczynić człowieka wolnym, pchnąć go ku wolności, pomóc mu wyzwolić się od wszelkich ograniczeń, bo tylko to da mu wieczne szczęście, to nieuwarunkowane urzeczywistnienie siebie.

Ponieważ ja jestem wolny, nieuwarunkowany, pełny - nie jestem częścią Prawdy, prawdą względną, ale Prawdą pełną, która jest wieczna - to pragnę, by ci, którzy chcą mnie zrozumieć, byli wolni; ale nie by za mną szli i uczynili ze mnie klatkę, która stanie się religią, sektą. Raczej powinni wolni być od wszelkich lęków - od lęków religijnych, od lęku o zbawienie, od lęku duchowości, od lęku o miłość, od lęku przed śmiercią, od lęku przed samym życiem. Tak jak artysta maluje obraz, ponieważ malowanie sprawia mu radość, ponieważ wyraża w ten sposób siebie, bo to jest jego chwała i dobro, tak ja to czynię, i to nie dlatego, bym czegokolwiek od kogokolwiek pragnął.

Wy przyzwyczajeni jesteście do autorytetu, do poczucia autorytetu, o którym sądzicie, że zaprowadzi was na wyżyny ducha. Sądzicie i macie nadzieję, że ktoś inny, za pomocą swych nadzwyczajnych mocy - cudu - przenieść was może w ten świat wiecznej wolności, która jest szczęściem. Cały wasz pogląd na życie opiera się na tym autorytecie.

Słuchacie mnie od trzech lat, a nie zaszła w was, z paroma wyjątkami, żadna zmiana. Przeanalizujcie teraz moje słowa, bądźcie krytyczni, tak byście mogli zrozumieć całkowicie, do głębi. Jeśli szukacie autorytetu, by zawiódł was na wyżyny ducha, to automatycznie zmuszeni jesteście wokół tego autorytetu stworzyć organizację. Przez samo tworzenie tej organizacji, która, jak sądzicie, dopomoże temu autorytetowi zaprowadzić was na wyżyny ducha, zamykacie się w klatce.
Jeśli mówię otwarcie, to pamiętajcie, proszę, że nie czynię tak dlatego bym był szorstki, okrutny, ani by ponosił mnie entuzjazm w dążeniu do celu, ale dlatego, że pragnę, byście zrozumieli moje słowa. Właśnie po to tu jesteście i tracilibyśmy czas, gdybym swego punktu widzenia nie wyjaśnił jasno i stanowczo.

Przez osiemnaście lat przygotowywaliście się na Przyjście Nauczyciela Świata. Przez osiemnaście lat organizowaliście się, szukaliście kogoś, kto napełni wasze serca i umysły radością, kto przekształci całe wasze życie, kto da wam nowe rozumienie, kto wzniesie wasze życie na nową płaszczyznę, kto udzieli wam nowej zachęty, kto was wyzwoli - i oto spójrzcie, co się dzieje! Rozważcie, zastanówcie się samodzielnie i stwierdźcie, w jaki sposób wiara ta was odmieniła. Nie chodzi o powierzchowną różnicę polegającą na noszeniu gwiazdki - to jest trywialne, absurdalne. W jaki sposób taka wiara wymiotła z życia wszelkie rzeczy nieistotne? Oto jedyny sposób oceny: W jaki sposób wzrosła wasza wolność, wielkość, o ile bardziej zagrażacie każdemu społeczeństwu opartemu na fałszu i rzeczach nieistotnych? Na ile członkowie tej organizacji, Zakonu Gwiazdy, odmienili się?

Jak powiedziałem, przygotowywaliście się na moje przyjście przez osiemnaście lat. Nie dbam o to, czy wierzycie, że jestem Nauczycielem Świata. To zupełnie nieważne. Skoro należycie do organizacji Zakonu Gwiazdy, poświęcaliście swoją energię uznając, że Krishnamurti jest Nauczycielem Świata - częściowo lub całkowicie: całkowicie dla tych, którzy naprawdę szukają, a tylko częściowo dla tych, których zadowalają ich własne półprawdy.

Przygotowywaliście się od osiemnastu lat i spójrzcie, jak wiele przeszkód piętrzy się na drodze waszego zrozumienia, jak wiele powikłań, jak wiele rzeczy trywialnych. Wasze przesądy, wasze lęki, wasze autorytety, wasze kościoły nowe i stare - wszystko to, jak twierdzę, przeszkadza rozumieniu. Nie mogę wyrażać się jaśniej. Nie chcę, byście się ze mną zgadzali, nie chcę, byście za mną szli, chcę, byście zrozumieli to, co mówię.

To zrozumienie jest konieczne, bowiem wasza wiara was nie przeobraziła, a jedynie uwikłała; także dlatego, że nie chcecie widzieć rzeczy takimi, jakie są. Chcecie mieć swych własnych bogów - nowych bogów zamiast starych, nowe religie zamiast starych, nowe formy zamiast starych - a wszystko to równie bezwartościowe, a wszystko to przesądy, ograniczenia, kule inwalidzkie. Zamiast dawnych duchowych rozróżnień macie nowe duchowe rozróżnienia, zamiast dawnych religijnych wyznań macie nowe wyznania. Życie duchowe was wszystkich zależy od kogoś innego; od kogoś innego zależy wasze szczęście i oświecenie. I choć przygotowywaliście się na moje przyjście przez osiemnaście lat, to gdy powiadam, że te wszystkie rzeczy są zbędne, gdy powiadam, że musicie wszystko to odrzucić i w sobie szukać oświecenia, chwały, czystości i nieskazitelności jaźni, nikt z was uczynić tego nie chce. Może tylko nieliczni, ale bardzo, bardzo nieliczni.

Po co nam więc organizacja?

Po co ludzie fałszywi, hipokryci, mieliby iść za mną, wcieleniem Prawdy? Proszę, pamiętajcie, że moje słowa nie są szorstkie czy nieprzyjazne, ale że znaleźliśmy się w sytuacji, gdy musicie ujrzeć rzeczy takimi, jakimi są. Powiedziałem rok temu, że nie pójdę na kompromisy. Wówczas niewielu mnie słuchało. W tym roku stawiam sprawę absolutnie jasno. Nie wiem, jak wiele tysięcy na całym świecie - członków Zakonu - przez osiemnaście lat przygotowywało się na moje przyjście, a teraz nie chce słuchać tego, co mówię, w sposób bezwarunkowy, pełny.

Po co nam więc organizacja?

Jak już powiedziałem, celem moim jest uczynić ludzi bezwarunkowo wolnymi; twierdzę bowiem, że jedyna duchowość to nieskazitelność jaźni, która jest wieczna, to harmonia między rozumem a miłością. Oto jest absolutna, bezwarunkowa Prawda, która jest samym życiem. Dlatego chcę uczynić człowieka wolnym, radosnym niczym ptak na czystym niebie, niczym nie obarczonym, niezależnym, a w tej wolności pełnym zachwytu. I ja, na którego przyjście przygotowywaliście się przez osiemnaście lat, teraz powiadam, że musicie być wolni od tych wszystkich rzeczy, wolni od swych powikłań i zagmatwań. W tym celu niepotrzebna jest wam organizacja oparta na duchowej wierze. Po co nam organizacja dla pięciu czy dziesięciu ludzi na świecie, którzy rozumieją, którzy walczą, którzy odrzucili wszystko, co trywialne? A ludziom słabym i tak żadna organizacja nie może dopomóc w znalezieniu Prawdy. Prawda bowiem jest w każdym człowieku; ona nie jest ani daleko ani blisko; ona wiecznie jest tutaj.

Organizacja nie może was wyzwolić. Nikt z zewnątrz nie może was wyzwolić; nie może was wyzwolić żadna zorganizowana religia, żadne złożenie siebie w ofierze dla sprawy; nie może was wyzwolić żadne dopasowanie się do organizacji ani pogrążenie się w pracy. Pisząc listy używacie maszyny do pisania, ale nie stawiacie jej na ołtarzu i nie oddajecie jej czci. A tak właśnie postępujecie gdy organizacje stają się dla was najważniejsze. "Ilu ona liczy członków?" - oto pierwsze pytanie zadawane mi przez wszystkich dziennikarzy. "Ilu ma Pan wyznawców? Na podstawie ich liczby ocenimy, czy to, co Pan mówi, jest prawdą czy fałszem". Nie wiem, ilu ich jest. Nie obchodzi mnie to. Jak powiedziałem, gdyby choć jeden człowiek zyskał wolność, to by wystarczyło.

Wyobrażacie sobie, że tylko pewni ludzie dzierżą klucz do Królestwa Szczęścia. Nikt go nie dzierży. Nikt nie jest do tego upoważniony. Ten klucz to wasza własna jaźń i jedynie w rozwoju, oczyszczaniu i nieskazitelności tej jaźni jest Królestwo Wieczności.
Zrozumcie zatem, jakim absurdem jest cała ta wzniesiona przez was struktura, poszukiwanie pomocy z zewnątrz, uzależnienie od innych swego dobrego samopoczucia, swego szczęścia, swej siły. Znaleźć to wszystko możecie tylko w sobie.

Po co nam więc organizacja?

Przywykliście do tego, by wam mówiono, jak dalece jesteście zaawansowani, jaki jest wasz duchowy stan. Jakże to dziecinne! Któż oprócz was samych powiedzieć wam może, czy wewnątrz jesteście piękni czy brzydcy? Któż oprócz was samych powiedzieć wam może, czy jesteście nieskazitelni? Jesteście w tych sprawach niepoważni.

Po co nam więc organizacja?

Ale ci, którzy naprawdę chcą zrozumieć, którzy usiłują znaleźć to, co wieczne, bez początku i bez końca, ci pójdą razem z większą mocą i zagrożą wszystkiemu, co nieistotne, złudom, cieniom. I skupią się, staną się płomieniem, bowiem oni zrozumieli. Takie grono musimy stworzyć i to jest moim celem. Bowiem z tego prawdziwego zrozumienia powstanie prawdziwa przyjaźń. Bowiem z tej prawdziwej przyjaźni - jakiej zapewne nie znacie - powstanie prawdziwa współpraca ze strony każdego. A to nie z powodu autorytetu, nie dla zbawienia, nie by poświęcać się dla sprawy, ale dlatego, że naprawdę rozumiecie, a zatem możecie żyć w wieczności. Jest to coś większego od wszystkich przyjemności, od wszelkiego poświęcenia.
Oto parę powodów, dla których, po dwuletnim głębokim namyśle, podjąłem tą decyzję. Nie jest to chwilowy impuls. Nikt mnie do tego nie namówił - w takich sprawach namowom nie ulegam. Przez dwa lata o tym myślałem, powoli, starannie, cierpliwie i teraz zdecydowałem, jako jego Naczelnik, Zakon rozwiązać. Wy możecie utworzyć inną organizację i oczekiwać kogoś innego. Mnie to nie obchodzi, tak jak nie obchodzi mnie tworzenie nowych klatek i nowych do tych klatek dekoracji. Interesuje mnie jedynie to, by uczynić ludzi absolutnie, bezwarunkowo wolnymi.


Powyższy tekst zaczerpnięto ze strony Dzieje Religii, Filozofii i Nauki Wojciecha Sady
Tytuł oryginału: The Dissolution of the Order of the Star. Ommen: Star Publishing Trust 1929, 14 s.
Tłumaczenie z angielskiego Wojciech Sada
Zdjęcie Jiddu Krishnamurtiego pochodzi z zasobów Wiki Commons, zostało udostępnione przez Bibliotekę Kongresu USA i nie jest chronione prawami autorskimi



post VAV EL z http://kodczasu.ronus.pl/forum/viewtopic.php?p=31409#31409
http://www.schodamidonieb...swoje&Itemid=57
386  Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Metafizyka / Odp: Hermetyzm — gnoza egipsko-hellenistyczna"" : Luty 05, 2010, 20:45:00
Paradoks Wszechświata Hermetyzm


"Połowicznie mądrzy, uznając względną nierzeczywistość Wszechświata, wyobrażają sobie, że mogą zaprzeczać jego Prawom - takimi są zarozumiałymi i próżnymi głupcami, rozbijającymi się o skały i rozrywani na wszystkie strony na kawałki z powodu ich szaleńczych wywodów. Prawdziwie mądrzy, znając naturę Wszechświata, używają prawa przeciw prawom; wyższego przeciwko niższemu; i poprzez sztukę alchemii przekształcają to, co niechciane, w to, co wartościowe, i tym samym triumfują. Mistrzostwo nie składa się z niezwykłych snów, wizji, ekscentrycznego wyglądu lub życia, lecz na używaniu wyższych sił przeciwko niższym - uciekając od bólu niższych płaszczyzn poprzez wibrowanie na wyższych. Bronią mistrza jest transmutacja, a nie zarozumiały sprzeciw" - Kybalion.

To jest paradoks Wszechświata, będący rezultatem prawa biegunowości, które manifestuje się, gdy WSZYSTKO zaczyna tworzyć - wysłuchaj tego, gdyż ukazuje to różnicę pomiędzy półmądrością a mądrością. Mimo że dla NIESKOŃCZONEGO WSZYSTKIEGO Wszechświat, jego prawa, jego moce, jego życie, jego zjawiska są rzeczami doświadczanymi w stanie medytacji czy snu, to jednak dla wszystkiego, co jest skończone, Wszechświat musi być uważany za rzeczywisty, a życie, działanie i myśl muszą być na tym odpowiednio oparte, chociaż z ciągłym zrozumieniem Wyższej Prawdy. Wszystko w zależności od własnej płaszczyzny i praw. Gdyby WSZYSTKO wyobrażało Wszechświat jako rzeczywistość, byłoby to nieszczęściem dla Wszechświata, gdyż nie istniałaby wtedy ucieczka z niższego na wyższe, doskonalenie - wtedy Wszechświat stałby się stały i rozwój byłby niemożliwy. A jeśli człowiek, opierając się na półmądrości, działa, żyje i myśli o Wszechświecie jako o zaledwie śnie (podobnym do jego własnych, skończonych snów), wtedy tak się dla niego faktycznie staje i jak lunatyk wciąż się potyka, chodząc w kółko, nie rozwijając się. Z powodu ignorowania naturalnych praw będzie jednak ostatecznie zmuszony do przebudzenia się przez ciężki upadek, tłukąc się i krwawiąc. Koncentruj się zawsze na gwieździe, lecz niech twoje oczy pilnują kroków, inaczej wpadniesz w iluzję przez ciągłe patrzenie w górę. Pamiętaj o boskim paradoksie, że chociaż Wszechświata NIE MA, to on wciąż JEST. Pamiętaj o dwóch biegunach Prawdy - absolutnym i względnym. Strzeż się półprawd.

To, co hermetycy znają jako "prawo paradoksu", jest aspektem prawa biegunowości. Hermetyczne zapisy pełne są odnośników do pojawiania się tego paradoksu w rozważaniach problemów życia i istnienia. Nauczyciele ciągle ostrzegają swoich uczniów przed błędem pomijania "drugiej strony" każdego pytania. A ich ostrzeżenia są szczególnie kierowane na problemy absolutnego i relatywnego, które kłopoczą uczniów filozofii, a które powodują, że tak wielu myśli i działa sprzecznie z tym, co jest powszechnie znane jako 'zdrowy rozsądek'. A my ostrzegamy wszystkich uczniów, aby na pewno uchwycili boski paradoks absolutności i relatywności, inaczej wpadną oni w iluzję półprawdy. W tym celu została napisana ta konkretna lekcja. Czytaj ją uważnie!

Pierwszą myślą, która przychodzi do myślącego człowieka po tym, jak uświadomi on sobie prawdę, że Wszechświat jest mentalną kreacją WSZYSTKIEGO, jest to, że Wszechświat i wszystko, co zawiera, jest jedynie iluzją, nierzeczywistością; ale jego instynkty odrzucają tę ideę. Lecz to, tak samo jak i inne wielkie prawdy, musi być rozpatrywane zarówno z absolutnego, jak i relatywnego punktu widzenia. Z absolutnego punktu widzenia Wszechświat jest oczywiście iluzją w swojej naturze, snem, fantasmagorią, w porównaniu do samego WSZYSTKIEGO. Rozpoznajemy to nawet w naszym zwykłym spojrzeniu, gdyż mówimy o świecie jako o "przemijającym programie", który przychodzi i odchodzi, rodzi się i umiera, gdyż element nietrwałości i zmiany, skończoności i bezsubstancyjności, zawsze musi być połączony z ideą stworzonego Wszechświata, kiedy jest przyrównywany do idei WSZYSTKIEGO, niezależnie od tego, jakie są nasze wierzenia odnośnie natury obu. Filozof, metafizyk, naukowiec i teolog - wszyscy się zgodzą odnośnie tej idei, a myśl tę można odnaleźć we wszystkich postaciach filozoficznej myśli i religijnych koncepcji, tak samo jak i w teoriach odpowiednich szkół metafizyki i teologii.
Tak więc nauki hermetyczne nie głoszą niesubstancyjności Wszechświata w znaczeniu mocniejszym od tego, który jest tobie znajomy; chociaż ich prezentacja tego tematu może zdawać się nieco zaskakująca. Wszystko, co ma swój początek i koniec, musi być, w pewnym sensie, nierzeczywiste i nieprawdziwe. Dotyczy to również Wszechświata według wszystkich szkół filozoficznych. Z absolutnego punktu widzenia nic nie jest rzeczywiste poza WSZYSTKIM, niezależnie od tego, w jakim znaczeniu myślimy czy dyskutujemy na ten temat. Niezależnie od tego, czy Wszechświat jest tworzony z materii, czy jest on mentalnym wytworem umysłu WSZYSTKIEGO - jest on niesubstancjalny, nietrwały, jest rzeczą podlegającą czasowi, przestrzeni i zmianie. Chcemy, abyś dogłębnie zdał sobie sprawę z tego faktu, zanim ocenisz hermetyczną koncepcję mentalnej natury Wszechświata. Przemyśl wszystkie inne koncepcje i zobacz, czy nie jest to ich prawdą.

Lecz absolutny punkt widzenia ukazuje tylko jedną stronę medalu - druga strona jest relatywna. Prawda absolutna została zdefiniowana jako "rzeczy takie, jakimi zna je umysł Boga", podczas gdy prawdą relatywną są "rzeczy takie, jakimi rozumie je najwyższy rozsądek człowieka". Zatem mimo że dla WSZYSTKIEGO Wszechświat musi być nierzeczywisty i iluzyjny jak sen czy rezultat medytacji, to dla skończonych umysłów będących częścią tego Wszechświata, a doświadczających go poprzez śmiertelne zmysły, Wszechświat jest w istocie bardzo rzeczywisty i należy go za taki uważać. Rozpoznając absolutny punkt widzenia, nie możemy popełniać błędu ignorowania czy zaprzeczania faktom i zjawiskom Wszechświata, które objawiają się naszym śmiertelnym zmysłom - pamiętaj, że nie jesteśmy WSZYSTKIM.

Obrazując to odpowiednim przykładem, wszyscy rozpoznajemy fakt, że materia "istnieje" dla naszych zmysłów - w przeciwnym razie źle na tym wyjdziemy. A jednak nawet nasze skończone umysły rozumieją stanowisko, że z naukowego punktu widzenia materia nie istnieje - to, co nazywamy materią, jest jedynie skupieniem atomów, które są jedynie zgrupowaniem jednostek mocy, nazywanych elektronami czy "jonami", wibrujących w stałym ruchu okrężnym. Kopniemy kamień i czujemy to uderzenie - zdaje się ono być rzeczywiste pomimo tego, iż wiemy, że jest jedynie tym, co opisaliśmy przed chwilą. Lecz pamiętaj, że nasza stopa, która czuje uderzenie poprzez działanie naszego mózgu, jest również materią, więc składa się z elektronów; tak samo jak materią jest nasz mózg. A gdyby nie działanie naszego umysłu, nie znalibyśmy wcale ani stopy, ani kamienia.
Nie potrzebujemy więc zastanawiać się nad zjawiskiem iluzji. Rozpoznając prawdziwą naturę Wszechświata, poszukujmy zrozumienia jego mentalnych praw i dążmy do używania ich jak najlepiej w naszym rozwoju życia, gdy będziemy podróżować przez kolejne płaszczyzny istnienia. Prawa Wszechświata są niemniej "żelaznymi prawami" z powodu swojej mentalnej natury. Wszystko, za wyjątkiem WSZYSTKIEGO, jest nimi związane. To, co jest w NIESKOŃCZONYM UMYŚLE WSZYSTKIEGO, jest RZECZYWISTE w stopniu ustępującym jedynie samej Rzeczywistości istniejącej w naturze WSZYSTKIEGO.

Nie bądź niepewny ani zmartwiony - wszyscy jesteśmy STALE UTRZYMYWANI W NIESKOŃCZONYM UMYŚLE WSZYSTKIEGO i nie ma tu nic, co mogłoby nas skrzywdzić ani czego mielibyśmy się obawiać. Na zewnątrz WSZYSTKIEGO nie istnieje żadna siła, która mogłaby na nas oddziaływać. Możemy zatem być spokojni i bezpieczni. Gdy zostanie to zrozumiane, wówczas świat będzie pełen komfortu i bezpieczeństwa. Wtedy "spokojnie i cicho śpimy usypiani w kołysce głębi" - pozostajemy bezpieczni na dnie oceanu nieskończonego umysłu, który jest WSZYSTKIM. We WSZYSTKIM naprawdę "żyjemy, poruszamy się i posiadamy swoje istnienie".
Niemniej, gdy żyjemy na płaszczyźnie materii, materia jest dla nas materią, chociaż wiemy, że jest to jedynie zgrupowanie "elektronów", czyli cząstek elementarnych mocy, wibrujących szybko i obracających się jedne wokół drugich w układach atomów; atomy z kolei wibrują i obracają się tworząc molekuły, które z kolei formują większe masy materii. Materia nie staje się mniej materią nawet wtedy, gdy podążymy dalej w tym rozważaniu i dowiemy się z nauk hermetycznych, że "moc", z której składają się jednostki elektronów, jest jedynie manifestacją umysłu WSZYSTKIEGO i jak wszystko inne we Wszechświecie jest ona w swej naturze czysto mentalna. Będąc na płaszczyźnie materii, musimy rozpoznawać jej zjawiska - możemy kontrolować materię (jak robią to wszyscy mistrzowie wyższego i niższego stopnia), lecz dokonujemy tego, stosując wyższe siły. Popełniamy głupotę, próbując zaprzeczać istnieniu materii w relatywnym aspekcie. Możemy zaprzeczać jej panowaniu nad nami - co jest słuszne - lecz nie powinniśmy ignorować materii w jej relatywnym aspekcie, przynajmniej dopóki żyjemy na jej płaszczyźnie.

Podobnie, prawa natury nie stają się mniej stałe ani mniej efektywne, kiedy dowiemy się, że są jedynie tworem mentalnym. W pełni działają one na różnych płaszczyznach. Pokonujemy niższe prawa, stosując ciągle wyższe - jedynie w ten sposób. Ale nie możemy uciec prawu ani całkowicie wznieść się ponad nie. Jedynie WSZYSTKO może uciec prawu - i to dlatego, że WSZYSTKO samo w sobie jest PRAWEM, z którego wyłaniają się wszelkie prawa. Najbardziej zaawansowani mistrzowie mogą nabywać moce zazwyczaj przypisywane bogom. W wielkiej hierarchii życia istnieją niezliczone rangi istot, których istota i moc wykracza poza najwyższych mistrzów spośród ludzi, i to w stopniu niewyobrażalnym dla śmiertelników, lecz nawet najwyżsi mistrzowie i najwyższe istoty muszą uginać się pod Prawem i w oczach WSZYSTKIEGO są jak Nic. Biorąc pod uwagę, że nawet te najwyższe Istoty, których moce przewyższają to, co ludzie przypisują swoim bogom - nawet one są związane i podległe Prawu - to wyobraź sobie założenie śmiertelnego człowieka, naszej rasy i naszego poziomu, który ośmiela się traktować prawa natury jako "nierealne" i iluzyjne, gdyż uchwycił on prawdę, że prawa mają naturę mentalną i są po prostu mentalną kreacją WSZYSTKIEGO. Prawom, którymi rządzi WSZYSTKO, nie można zaprzeczać, ani ich odrzucać. Tak długo jak trwa Wszechświat, trwać będą i one, gdyż Wszechświat istnieje poprzez cechy praw, które tworzą jego podstawę i utrzymują go w całości.

Hermetyczne prawo mentalizmu, mimo że wyjaśnia prawdziwą naturę Wszechświata w oparciu o zasadę, że wszystko jest mentalne, to nie zmienia naukowych koncepcji Wszechświata, życia czy ewolucji. Tak naprawdę to nauka tylko potwierdza nauki hermetyczne. Uczą one, że natura Wszechświata jest "mentalna", podczas gdy współczesna nauka twierdzi, iż jest ona "materialna"; bądź też (ostatnio), że w końcowej analizie jest "energią". Nie jest błędem nauk hermetycznych uznawanie podstawowej zasady Herberta Spencera, która mówi o istnieniu "nieskończonej i wiecznej energii, z której wywodzą się wszystkie rzeczy". Tak naprawdę to w filozofii Spencera hermetycy odnajdują najwyższe zewnętrzne stwierdzenie odnoszące się do naturalnych praw, jakie kiedykolwiek zostało ogłoszone; poza tym wierzą, że Spencer był reinkarnacją starożytnego filozofa żyjącego w Egipcie tysiące lat temu, który potem inkarnował się jako Heraklit, grecki filozof żyjący 500 lat pne. Uważają oni również, iż jego twierdzenie o "nieskończonej i wiecznej energii" jest bezpośrednio zbieżne z naukami hermetycznymi, zawsze dodając swoją doktrynę, że jego "energia" jest energią Umysłu WSZYSTKIEGO. Przy pomocy uniwersalnego klucza filozofii hermetycznej uczeń Spencera będzie w stanie otworzyć wiele wewnętrznych drzwi filozoficznych koncepcji tego wielkiego, angielskiego filozofa, którego praca ukazuje rezultat jego wcześniejszych wcieleń. Jego nauki odnoszące się do ewolucji i rytmu są prawie idealnie zbieżne z naukami hermetycznymi o prawie rytmu.


Reasumując, uchwyćcie zalety mentalizmu i nauczcie się poznawać, używać i stosować prawa z niego wypływające. Lecz nie ustępujcie pokusie, która, jak naucza Kybalion, pochłania na wpół mądrych, a która powoduje, iż są oni zahipnotyzowani przez wyraźną nierzeczywistość rzeczy, co skutkuje, że błąkają się oni jak śniący w świecie snów, ignorując praktyczną pracę i życie człowieka, co kończy się tym, że "rozbijają się oni o skały i są rozrywani na wszystkie strony na kawałki z powodu ich szaleńczych wywodów". Idź raczej za przykładem mądrych, którzy, według tego samego źródła, "używają Prawa przeciw prawom; wyższego przeciwko niższemu; i poprzez sztukę alchemii przekształcają to, co niechciane, w to, co wartościowe, i tym samym triumfują".
http://franzbardon.pl/ksi...n/kyb_intro.php
387  Dan Winter i jego Święty Graal / Twórczość Dana Wintera [PL, ENG] / Odp: Dan Winter - Avatar oczami nauki : Luty 04, 2010, 21:15:38

 Astronomia klimatu

Czas na filmowe nieprawdopodobieństwa, a tych jest sporo. Przykład? Urzekająca pięknem dżungla. Problem nie w tym, że nie znamy obcych planet z roślinnością – bo zapewne kiedyś i takie uda się znaleźć – lecz w układzie gwiezdnym Pandory. Akcja „Awatara” rozgrywa się w systemie Alfa Centauri. Składa się on z dwóch dość podobnych Słońcu gwiazd, oznaczanych A i B. Być może do układu należy trzeci składnik, czerwony karzeł Proxima Centauri, prawdopodobnie jest on jednak przypadkowym gościem. Gwiazdy A i B okrążają się w specyficzny sposób: gdy są najbliżej siebie, odległość między nimi odpowiada tej między Słońcem a Saturnem, gdy najdalej, dystans jest równy dzielącemu Słońce i Neptuna. Okres obiegu gwiazd wokół wspólnego środka masy to ok. 80 lat, a kształt orbit powoduje, że blisko siebie przebywają krótko. Filmowa Pandora byłaby więc co 60-70 lat poddawana wyraźnemu wzrostowi temperatury, prawdopodobnie o kilkanaście-kilkadziesiąt stopni. Trudno sobie wyobrazić, aby bogata w życie i wrażliwa na warunki klimatyczne dżungla przetrwała tak nagłą, trwającą lata zmianę. Drugi wariant – liczone w dziesięcioleciach zimy z kilkuletnim okresem ciepłym – jest jeszcze mniej przyjazny. James Cameron, były student fizyki, wybierając Alfę Centauri A dla planety z księżycem o obfitej dżungli nie popisał się znajomością astronomii.
Zabawy z grawitacją

Analizę „Awatara” od strony fizyki warto zakończyć wśród lewitujących gór Hallelujah. Góry te są jakoby wysokotemperaturowymi nadprzewodnikami i unoszą się w silnym polu magnetycznym. Zjawisko takie, spowodowane efektem Meissnera, rzeczywiście występuje, można je zobaczyć na pokazach popularnonaukowych: drobiny nadprzewodników wiszą nad magnesem. W filmie unoszą się jednak nie okruchy, a gigantyczne skały – i to na ogromnych wysokościach. Pole magnetyczne zdolne do takich wyczynów musi być niewyobrażalnie wielkie. Dość powiedzieć, że aby wywołać lewitację małych zwierząt (żaby, myszy), naukowcy użyli pola magnetycznego 300 tys. razy silniejszego od ziemskiego. We Wszechświecie nie ma fizycznego mechanizmu, który pozwalałby księżycowi wytworzyć pole magnetyczne zdolne unosić skały.

Dla zabawy przyjmijmy na chwilę filmowe uzasadnienie lewitacji. Jakie będą konsekwencje? Góry Hallelujah wyglądają na stabilne, nie kołyszą się i nie wirują, zachowują na tyle stałe odległości, że poszczególne bryły zostały połączone trwałymi lianami. Skąd ta stabilność na księżycu narażonym na pływy grawitacyjne, w warunkach zmieniającego się pola magnetycznego? Dlaczego tak potężne pole magnetyczne nie przyciąga żelastwa, z uwielbieniem zwożonego przez Ziemian? Dlaczego działają mechy, latają pionowzloty – obiekty wyraźnie metalowe? Dlaczego nierealnie gigantyczne pole magnetyczne nie jest niebezpieczne dla ludzi?
Wreszcie najbardziej zabawna nielogiczność. Organizmy żywe składają się w znacznej części z wody, która jako diamagnetyk także jest wypychana z pola magnetycznego (dlatego w prawdziwych laboratoriach mogą lewitować żaby). Zatem nie tylko nadprzewodzące skały powinny unosić się w górach Hallelujah, ale również... ludzie i członkowie plemienia Na'vi. Tymczasem w końcowej bitwie co rusz oglądamy coś spadającego – a to kolonizatora, a to tubylca. Gdy zaś nic akurat nie walczy i nie spada, nadal mamy malownicze wodospady, którym łatwiej słuchać słabej grawitacji Pandory, niż jej gigantycznych pól magnetycznych. Wodospady są zresztą nieprawdopodobne także z powodu bilansu wodnego. Wiszące skały mają mały przekrój poziomy, podczas opadów nie mogą zbierać dużych ilości wody. Na dodatek przez trzy miesiące filmowej akcji deszcz pojawia się tylko na chwilę i daleko mu do ulewy. A wodospady jak płyną tak płyną...

Zagmatwana ewolucja

W „Awatarze” znakomicie uwidocznił się mit błękitnej planety – naiwne przekonanie, że obcy glob o warunkach zbliżonych do ziemskich, z bogatą biosferą, będzie dla nas przyjazny. Nic bardziej błędnego. Przyroda Pandory, choć odmienna od ziemskiej, jest do niej jednocześnie zbliżona – i to na tyle, że DNA Na'vi można z powodzeniem mieszać z ludzkim (technologia ta jest jakoby podstawą produkcji awatarów). Organizm ludzki na Pandorze byłby zatem wystawiony na miliony gatunków obcych drobnoustrojów, do zwalczania których nie został wytrenowany. Wyjście na planetę w samej masce na twarzy, najmniejsze skaleczenie – oznaczałyby pewną śmierć.

Świat Pandory zawiera elementy różnych ekosystemów naszej planety, widać np. wyraźną inspirację fauną oceanicznych głębin, gdzie bioluminescencja nie należy do rzadkości. Naprawdę wielką zagadką filmu pozostaje tylko Eywa. Idea tworu, który łączyłby wszystkie żywe istoty, a także przechowywał ich wiedzę, jest i popularna, i efektowna, lecz niewiarygodna w zestawieniu z rozwojem cywilizacyjnym Na'vi. Istnienie kolektywnego umysłu i banku danych umożliwia przechowywanie wiedzy dłużej niż czas życia poszczególnych osobników, a tym samym musi implikować postęp naukowo-techniczny. Nawet jeśli istoty Pandory świadomie odrzuciły całą technikę, by żyć w zgodzie z naturą, nadal powinny mieć ogromną wiedzę o swoim (i nie tylko) świecie oraz o fundamentalnych prawach nim rządzących. Nic takiego nie obserwujemy, mądrość Na'vi jest nie do odróżnienia od mądrości indiańskiego szamana sprzed wieków.

Na'vi wywodzą się z zupełnie innej linii ewolucyjnej niż pozostałe zwierzęta Pandory: są humanoidami, podczas gdy reszta fauny ma zazwyczaj sześć kończyn i dwie pary oczu. Przyczyna tej wyjątkowości leży po stronie... widzów, którzy aby identyfikować się z bohaterami muszą łatwo odczytywać ich emocje. W ludzkich mózgach ewolucja wykształciła specjalne mechanizmy służące temu celowi, o wąskiej specjalizacji, np. detekcja twarzy jest zawężona nawet nie do kształtu głów przedstawicieli naszego gatunku, a do tych osobników, w bezpośrednim sąsiedztwie których żyjemy. Jak precyzyjnie dostrojony jest ten mechanizm, łatwo się przekonać podczas podróży do Azji – wszak „wszyscy Japończycy wyglądają tak samo”. Magicznym cudem hollywoodzkiej ewolucji Na'vi wyewoluowali w sposób, który Ziemianom pozwala perfekcyjnie wykryć ich emocje. Gdy Naytiri bierze na ręce prawdziwego Jacka Scully’ego, nie mamy kłopotów z odczytaniem uczuć obojga.
Wygląd postrzeganego przez istotę świata ściśle zależy od szczegółów budowy narządów zmysłów oraz mechanizmów przetwarzania napływających z nich bodźców. W przypadku ludzi przykładem niezwykle sugestywnego złudzenia jest kolor biały, który fizycznie nie istnieje – jest sumą wielu kolorów składowych, wchodzących w zakres promieniowania słonecznego rejestrowanego przez oczy człowieka. Biel to złudzenie ludzi, a jednak widzimy ją oczami awatara. Fot. N.A.Sharp, NOAO/NSO/Kitt Peak FTS/AURA/NSF

Fizjologiczne ograniczenia percepcji widzów umożliwiły nakręcenie filmu i zapewniły sukces. Gdyby Na'vi nie przypominali ludzi, musieliby być animowani ręcznie, nie można byłoby użyć systemów przechwytywania ruchu ciała i mimiki ani nawet skorzystać z pomocy aktorów. Produkcja by się znacząco skomplikowała, a efekt pozostałby wielką niewiadomą. Łatwiej nam przecież utożsamiać się z piękną, przypominającą człowieka bohaterką, niż z obcym stworem o wyraźnie innej anatomii, fizjologii i psychice.

Organizmy ewoluujące w odmiennych środowiskach wykształcają różne zmysły. Gdy jednak patrzymy na świat oczami awatara, nadal widzimy jak człowiek. Przedziwnym zbiegiem okoliczności oczy Na'vi rejestrują promieniowanie elektromagnetyczne w dokładnie tych samych zakresach fal, co ludzie. Co więcej, ich mózgi przetwarzają te informacje w identyczny sposób. Weźmy biel – przecież jest wrażeniem powstającym w mózgach homo sapiens, wskutek specyficznego zespolenia bodźców wzrokowych z różnych rodzajów receptorów optycznych w oku! Nawet ptaki mają je inne...
cały text tutaj
http://www.polityka.pl/nauka/1502849,1,oszukany-awatar.read
388  Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Metafizyka / Odp: "Mózg i umysł: rozwój.Świadomość : Luty 02, 2010, 16:44:33
Świadomość i jej poziomy

Hawkins wyjaśnia iż poziomy te funkcjonują w skali logarytmicznej. Oznacza to że na każdym z poziomów wyższych znajduje się dużo mniej ludzi niż na poziomie bezpośrednio niższym. Ponadto pierwsze osiem poziomów wpływa osłabiająco na naszą życiową energię, utrzymując nas w stanie udręki, bólu i cierpienia, zaś osiem kolejnych powoduje, gromadzenie, wzmocnienie i kumulację naszej siły, i jest odżywczym źródłem narastającej satysfakcji, radości, szczęścia i spełnienia.

Oto poziomy naszej świadomości w kolejności od najniższego do najwyższego.

1. Wstyd – Jest to nienawiść skierowana ku sobie samemu. Od tego poziomu zaledwie jeden krok dzieli nas od samobójczej śmierci albo od popełnienia morderstwa (bądź seryjnego morderstwa). Główną emocją jaką tu odczuwamy jest upokorzenie. Trudno wydostać się z tego poziomu bez terapii. Przykładem osób pogrążonych w tym stanie mogą być ofiary seksualnej molestacji, uwłaczającej przemocy i agresji bądź zdrady, upokorzenia.

2. Poczucie winy – choć jest to etap następujący po wstydzie wciąż mogą pojawiać się tu myśli samobójcze. Uznajemy siebie za grzesznika, który nie jest w stanie przebaczyć sobie przeszłych wykroczeń. Czujemy się bezwartościowi i bezużyteczni.

3. Apatia – uczucie braku nadziei, i rozpaczy, któremu towarzyszy przeświadczenie o byciu poszkodowanym. Jest to etap wyuczonej beznadziejności. Niektórzy spośród ludzi bezdomnych bądź doświadczający skrajnego ubóstwa mogą tkwić na tym właśnie etapie.

4. Żal – stan ciągłego smutku, depresji, poczucia straty i wyrzutów sumienia. Możemy znaleźć się na tym etapie np. po utracie ukochanej osoby. Stan ten jest wyższy od apatii gdyż przestajemy być już zamrożeni w beznadziejności. Na tym etapie czujemy że ominęły nas już wszystkie szanse i że tak naprawdę jesteśmy uosobieniem jednego wielkiego niepowodzenia.

5. Strach – paranoidalne postrzeganie świata jako niebezpiecznego i pełnego zagrożeń. Aby wznieść się ponad ten poziom zazwyczaj potrzebna jest nam pomoc, w przeciwnym razie możemy utknąć tu na dobre. Przykładem może być patologiczny związek lub znajdowanie się pod despotyczną dyktaturą. Podejrzliwość i przyjmowanie postawy obronnej jest tu charakterystyczne.

6. Pragnienie – Jest to główny czynnik motywujący przeważającą większości naszego społeczeństwa i choć zachęca do zmiany, może zniewalać poprzez ciągle niezaspokojony apetyt. Króluje tu chciwość, konsumeryzm, materializm. Jest to poziom żądzy i uzależnienia od pieniędzy, seksu, prestiżu, potęgi.

7. Złość – Czyli gniew i frustracja wynikająca często z niespełnienia pragnień poziomu poprzedniego. Ten poziom może być impulsem do podjęcia działania w celu wejścia na kolejne poziomy lub może utrzymywać nas i skutecznie więzić.

8. Duma – Ponieważ większość ludzi zdaniem Howkinsa znajduje się poniżej tego pułapu, duma jest celem aspiracji wielu. Z dumą czujemy się dobrze i pozytywnie. Jest to jednak uczucie złudne i ulotne, gdyż zależne całkowicie od czynników zewnętrznych jak bogactwo, prestiż, moc. Duma jest również zalążkiem rasizmu, nacjonalizmu i wszelkich fanatyzmów i fundamentalizmów z religijnymi włącznie. Stajemy się tak zżyci z tym co wyznajemy, że atak na nasz system wartości odbieramy jako atak na nas samych.

9. Odwaga – Jest to pierwszy etap prawdziwej siły i upełnomocnienia. Na tym poziomie przestajemy już czerpać życiodajną energię od tych, którzy nas otaczają i przestajemy miotać się z jednego końca w drugi. To, co na zewnątrz przestaje już na nas wpływać. Nabieramy przekonania że to my, i tylko my decydujemy o sobie samych, i że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za nasz własny rozwój i sukces. Właściwe życie wolnej istoty ludzkiej zaczyna się właśnie tutaj. Uświadamiamy sobie że istnieje przerwa pomiędzy bodźcem a naszą reakcją na ten bodziec i że mamy potencjał by dokonać wyboru rej reakcji. Przyszłość postrzegamy jako polepszenie i rozwój niż – jak na poprzednich poziomach – co najwyżej kontynuacja tego co dotychczas.

10. Neutralność – Jest to etap elastyczności, relaksu, komfortu. Neutralność oznacza nieprzywiązanie do rezultatów. Na tym etapie odczuwamy satysfakcję z naszej obecnej sytuacji i nie przejawiamy zbyt wielkiej inicjatywy by coś zmieniać bądź ulepszyć. Dostrzegamy możliwości, lecz nie popychamy siebie zbyt mocno. Nie istnieje nic takiego co chcielibyśmy komukolwiek udowadniać. Dbamy o swoje potrzeby, lecz nie popychamy się zbyt mocno.

11. Gotowość – Bezustanni optymiści są przykładem osób znajdujących się na tym poziomie. Postrzegamy tutaj życie jako jedną wielką możliwość. Samozadowolenie już nas nie satysfakcjonuje. Dajemy z siebie wszystko przy każdym zadaniu, jakiego się podejmujemy. Zaczynamy rozwijać samodyscyplinę, siłę woli, i trwamy przy zadaniu aż do końca. Cokolwiek robimy, robimy to najlepiej jak potrafimy.

12. Akceptacja – Jeżeli etapowi odwagi towarzyszy realizacja że jesteśmy źródłem naszych życiowych doświadczeń, to na etapie akceptacji stajemy się twórcami tych doświadczeń. W połączeniu z umiejętnościami etapu gotowości zaczynamy rozbudzać naszą moc poprzez akcję. Na tym etapie zaczynamy określać cele, zdobywać cele i aktywnie popychać siebie ponad nasze przeszłe ograniczenia. Do tego momentu byliśmy reaktywni w stosunku do tego co przynosi nam życie. Teraz przejmujemy kontrolę i stajemy się proaktywni. Jeżeli coś w naszym życiu nam się nie podoba (nasz związek, zdrowie, kariera) sami określamy upragniony rezultat i wytrwale dążymy do zmian.

13. Rozsądek – Poziom nauki, medycyny i nienasyconego pragnienia wiedzy. Nie marnujemy tutaj czasu na czynności, które nie wnoszą wartości edukacyjnej. Zaczynamy rozdzielać całe nasze życie i wszystko co ono niesie na dowody, postulaty i teorie. Ograniczeniem tego etapu jest brak zdolności odseparowania obiektywizmu od subiektywizmu. Nie jesteśmy w stanie dostrzec lasu ponieważ nasz wzrok skupiony jest na pojedynczym drzewie. Paradoksalnie poziom rozsądku może być ogromną przeszkodą dla dalszego rozwoju naszej świadomości.

14. Miłość – Jeżeli będąc na etapie rozsądku zaczniemy postrzegać w sobie potencjał do ofiarowania ludzkości dobra wyższego rodzaju, wówczas będziemy mieli moc by wejść na ten poziom. Wszystko czego nauczyliśmy się na poprzednim etapie stosujemy tutaj, lecz kieruje nami serce i intuicja, a nie umysł. Jest to etap dobroczynności i pozbawionej egoizmu miłości, która nie pragnie niczego poza dobrobytem tych, którzy nas otaczają. Przykładami wielkich i znanych osób funkcjonujących na tym etapie są Ghandi i Matka Teresa. Zaledwie 0.4% naszej populacji kiedykolwiek osiągnie ten poziom.

15. Radość – Jest to poziom wielu duchowo zaawansowanych osób. Gdy miłość staje się coraz bardziej bezwarunkowa, prawdziwe szczęście nierozłącznie stoi u jej boku. Nie istnieje taka tragedia ani wydarzenie na świecie, które mogłoby poruszyć osobę znajdującą się na tym poziomie. Inspiracji i uniesienia doznają wszyscy, którzy wejdą w kontakt z nami. Nasze życie jest teraz w kompletnej harmonii z Najwyższą wolą, a owoce tej harmonii przejawiają się w formie szczęścia i radości.

16. Spokój – Ten poziom świadomości osiąga się po życiu wypełnionym podporządkowaniem dla Stwórcy. Przekroczyliśmy już wszystko i weszliśmy do miejsca zwanego objawieniem. Osiągamy tu spokój i ciszę umysłu, która sprzyja dalszym objawieniom. Zdaniem Hawkinsa tylko 1 na 10 milionów osób (0.00001%) dotrze to tego poziomu.

17. Oświecenie – To jest najwyższy poziom ludzkiej świadomości. Stajemy się ucieleśnieniem Boskiej Woli i Boskiej miłości. Hawkins twierdzi że jest to poziom Jezusa, Buddy, Kryszny. Będąc na tym poziomie wywieramy pozytywny wpływ na całą ludzkość.

Tak oto, w dużym skrócie wyglądają poziomy świadomości wg dr Howkinsa. Model ten bez wątpienia wart jest refleksji. Każdy z nas znajduje się na różnych poziomach świadomości zgodnie z wiedzą, motywacjami, doświadczeniami i realizacjami jakie zebraliśmy.
http://www.celzycia.com/swiadomosc-i-jej-poziomy.html

Czym jest świadomość i skąd pochodzi?


Naukowa, fizjologiczna definicja świadomości mówi, że jest to zdolność samoczynnego postrzegania środowiska i zdolność samoczynnego reagowania na to środowisko. Oczywiście inne rzeczy, takie jak myśli, wierzenia itd., również są istotną częścią świadomości, ale jeśli mowa o świadomości podstawowej, która występuje u zwierząt i u wszystkich innych żywych istot na wszystkich poziomach, to jest nią właśnie ta zasadnicza rzecz: zdolność postrzegania i reagowania.

Pytanie: Jak ta zdolność powstaje i skąd pochodzi?
Odpowiedź: W obecnym momencie współczesna nauka osiągnęła martwy punkt w swoich próbach wyjaśnienia w jaki sposób świadomość powstaje z martwej materii. A przynajmniej ja nie słyszałem o żadnym “naukowym” wyjaśnieniu.

I co teraz?
(…) Na szczęście pozostają nam jeszcze źródła “nienaukowe”.

Według Ved, świadomość emanuje z pewnej cząstki w ciele, znajdującej się w okolicach serca, która jest całkowicie odmienna od cząstek atomowych. Vedy mówią o dwóch kategoriach materii: jedna jest świadoma, wieczna, niezniszczalna i niezmienna, a druga nieświadoma i tymczasowa. Cząsteczki świadome są nazywane atma (dusza). Ta atma emituje i rozprzestrzenia świadomość na całe ciało zupełnie tak jak słońce emituje światło.

Empiryczny dowód na istnienie atmy opisany jest w Bhagavad Gitcie (2.13).

Tak jak wcielona dusza bezustannie wędruje w tym ciele, od wieku chłopięcego, poprzez młodość aż do starości, podobnie przechodzi ona w inne ciało po śmierci. Zmiany takie nie zwodzą osoby zrównoważonej.

Zatem werset ten mówi, że ciało podlega bezustannym zmianom – począwszy od ciała niemowlęcia, poprzez ciało dziecka, młodzieńca, aż do ciała starca. Współczesna nauka również zgadza się i potwierdza to, że w przeciągu co najwyżej siedmiu lat każdy pojedynczy atom w naszych ciałach zostaje zastąpiony przez nowe atomy. Oznacza to, że w przeciągu określonego czasu ciało podlega całkowitej zmianie. Ale nasza świadomość, nasza tożsamość którą można nazwać abstrakcyjnym ego, zachowuje swoją integralność i nie zmienia się. Pamiętamy przecież, jak byliśmy niemowlęciem, dzieckiem itd.

Gdyby nasza świadomość była zbudowana z materialnych atomów (które podlegają wymianie) bądź była zależna od tych atomów, wówczas tak jak wszystkie inne fizyczne atomy również ulegała by wymianie. Jak wówczas moglibyśmy pamiętać wydarzenia sprzed 7, 10, 20, 40 lat?

Czy świat naszej współczesnej nauki to kiedykolwiek zdementuje… lub kiedykolwiek potwierdzi?
http://www.celzycia.com/czym-jest-swiadomosc-i-skad-pochodzi.html
Jest ona po prostu „produktem ubocznym", epifenomenem funkcjonalnej organizacji pewnych obwodów neuronalnych w ludzkim mózgu. Przekonanie o ewolucyjnej „celowości" (samo)świadomości stanowi jedynie antropocentryczną ułudę człowieka. (Podobnej odpowiedzi — „po nic" — można by udzielić na pytanie, po co powstało piękno kwiatów. Funkcją wielobarwnych kwiatów jest przyciągnięcie owadów, które je zapylają, trudno jednak owady posądzać o odczucia estetyczne). We wspomnianej wyżej książce zaproponowałem, że owym specyficznym rodzajem funkcjonalnej struktury połączeń neuronów w sieci neuronalnej leżącym u podstawy (samo)świadomości jest samonakierowanie na siebie „ośrodka poznawczego" w ludzkim mózgu obejmującego dużą część kory przedczołowej i czołowej. Ośrodek ten, który u zwierząt pozbawionych (samo)świadomości odbiera sygnały z „ośrodka sensorycznego" obejmującego dużą część kory potylicznej, ciemieniowej i skroniowej, u człowieka otrzymuje sygnały także od samego siebie. A zatem adekwatne pytanie w kontekście biologiczno-ewolucyjnej funkcjonalności to: po co powstało owo samonakierowanie na siebie ośrodka poznawczego, które „przypadkiem" zaowocowało wyłonieniem się (samo)świadomości?

Tu oczywiście zdani jesteśmy jedynie na hipotezy. Jak wspomniałem powyżej, ewolucyjna geneza mechanizmów neurofizjologicznych leżących u podstawy omawianego fenomenu może być, przynajmniej wedle niektórych opinii, powiązana z genezą złożonego języka symbolicznego oraz, szerzej, bogatych i różnorodnych relacji społecznych. Nakierowanie na siebie ośrodka poznawczego będącego „siedliskiem" procesów myślenia i planowania, doprowadziło do wyłonienia się wyraźnego „ego", a w konsekwencji do ostrego rozgraniczenia pomiędzy „ja" i „on" („oni"). Znaczenie tego zjawiska dla skutecznego funkcjonowania w społeczeństwie wydaje się oczywista. Już u małp stwierdzono dodatnią korelację pomiędzy względną wielkością kory przedczołowej u poszczególnych gatunków, a wielkością tworzonych przez osobników tych gatunków społeczności. Co do języka, to, poza oczywistą funkcją komunikacyjną, pozwala on na bardzo wydajne operowanie zespołem pojęć obecnym w naszym umyśle (którego fizycznym „nośnikiem" jest dynamiczna sieć połączeń pomiędzy neuronami). Nazwy języka przypisane są pojęciom najlepiej wyodrębnionym, o największym natężeniu „pola semantycznego". Jednakże gramatyczna struktura języka pozwala mu na odnoszenie się do samego siebie, swoich własnych nazw i zdań, a więc utworzenie metajązyka. Trudno nie zauważyć tu paraleli z omawianym powyżej samonakierowaniem się na siebie ośrodka poznawczego w ludzkim mózgu, leżącym, moim zdaniem, u podstaw (samo)świadomości. A więc język i samoświadomość wydają się być ściśle powiązane i jest prawdopodobne, że ich rozwój wzajemnie się współwarunkował w trakcie ewolucji człowieka (i czyni to podczas rozwoju osobniczego od niemowlęctwa do dorosłości). Taki ścisły związek postuluje na przykład Euan M. Macphail w swej doskonałej książce „Ewolucja świadomości" [ 2 ]. Odmawia on (samo)świadomości wszystkim organizmom pozbawionym rozbudowanego języka symbolicznego, zarówno zwierzętom, jak i małym dzieciom (np. tak zwana amnezja wczesnodziecięca wiąże się z brakiem posiadania jakichkolwiek świadomych wspomnień z okresu sprzed opanowania języka). Oczywiście nie można wykluczyć jeszcze innych biologicznych funkcji samonakierowania na siebie ośrodka poznawczego w ludzkim mózgu. Ale, moim przynajmniej zdaniem, to właśnie ta cecha, leżąca po stronie materialnego obiektywnego świata, a nie subiektywnej sfery fenomenów psychicznych, powinna być analizowana w kategoriach dostosowania, biologicznej celowości i korzyści, jakie mogłaby przynieść swoim „nosicielom".

Powyższe rozważania prowadzą do poważnego, wydawałoby się, problemu. Mianowicie, jak (samo)świadomość, będąca li tylko epifenomenem dynamicznej struktury połączeń w sieci neuronalnej w ludzkim mózgu, może podejmować jakiekolwiek decyzje? Jak może manifestować się „zagnieżdżona" w niej, przynajmniej wedle koncepcji dualistycznych, wolna wola? Otóż nie może. „Decyzje" podejmowane są na poziomie sieci neuronalnej. Świadomość „dowiaduje się" się o nich post factum, a ściślej mówiąc psychiczne wrażenie decydowania o czymś stanowi jedynie korelat przewodzenia impulsów nerwowych przez określone obwody neuronalne w ludzkim mózgu. Nie jest więc tak, że mózg wytwarza świadomość, a ta z kolei generuje decyzje. Wprost przeciwnie — zarówno świadomość, jak i decyzje są pochodną działalności mózgu. A co wobec tego z wolną wolą? Otóż zarówno ogólna wiedza neurofizjologiczna, pewne konkretne eksperymenty, jak i logiczne rozumowanie wskazują jednoznaczne, że tak zwana wolna wola nie tyle, że nie nie istnieje, ale jest z powodów zasadniczych niemożliwa (tutaj, niestety, znowu muszę odesłać Czytelnika do swojej książki „Od neuronu …"). Znika ona zupełnie wraz z wyrugowaniem dualizmu, który sam napotyka ogromne problemy logiczne i filozoficzne.
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6921
Pierwszą sprawą, którą zaczęli interesować się uczeni, była sprawa zależności inteligencji od rozmiarów i wagi mózgu. Porównywano człowieka ze zwierzętami. Okazało się, że względny ciężar mózgu, tzn. ciężar mózgu w stosunku do wagi ciała, wzrasta wraz z postępem ewolucyjnym. U naczelnych, zwłaszcza zaś u małp człekokształtnych, jest znacznie większy niż u zwierząt innych rzędów, u człowieka natomiast wielokrotnie większy niż u najwyżej zorganizowanego zwierzęcia. Porównując ciężar mózgu różnych ludzi stwierdzono przede wszystkim, że mózgi kretynów mają wagę znacznie niższą od normy, natomiast mózgi wybitnych uczonych, pisarzy, naukowców itd., często ważą więcej od przeciętnej, ale nie zawsze. Innym ważnym elementem jest powierzchnia kory mózgowej, liczba i głębokość bruzd. U ludzi o wybitnym intelekcie kora mózgowa, jest szczególnie pofałdowana.
Wracając do sprawy lokalizacji procesów psychicznych w mózgu, musimy stwierdzić, iż wielu procesów zlokalizować się nie udało. Nie znaleziono ośrodków myślenia, pamięci uwagi. Poszukiwanie takie wydaje się chyba bezcelowe, gdyż wspomniane funkcje psychiczne są prawdopodobnie własnością całej kory mózgowej, lub przynajmniej jej częściom. Fakt ten próbowali wykorzystać spirytualiści. Tak na przykład Bergson dzielił zjawiska na dwie oddzielone od siebie warstwy. Niższe jak wrażenia zmysłowe, czy dowolne ruchy są związane z mózgiem, wyższe, takie jak procesy świadomości, mają zdaniem Bergsona charakter czysto duchowy. Tymczasem dalszy rozwój nauki doprowadził do wykrycia pewnych mechanizmów procesów psychicznych. Do poznania fizjologicznego mechanizmu  procesów psychicznych przyczynili się w dużym stopniu fizjologowie rosyjscy końca XIX i początku XX wieku, zwłaszcza zaś I.P. Pawłow.
Wśród filozofów toczą się liczne spory, czy za pomocą mechanizmów odkrytych przez Pawłowa, można wytłumaczyć wszystkie procesy psychiczne, łącznie z twórczością intelektualną. Odpowiedzią na to pytanie może być czas, można bowiem sądzić, że długą jeszcze drogę przejść musi nauka, zanim odkryje mechanizm fizjologiczny najbardziej skomplikowanych procesów zachodzących w naszej świadomości. Poza metodą fizjologiczną, stosowaną prze Pawłowa, dużą rolę w badaniu działalności mózgu odkrywają inne metody, zwłaszcza biofizyczne i biochemiczne. Jedną z takich metod jest np. badanie prądów czynnościowych mózgu. Wiadomo, że mózg wytwarza zmienne prądy elektryczne, o słabym natężeniu. Jak zauważono, przy pewnych chorobach zachodzą zmiany w czynności elektrycznej mózgu. Wytwarzając zmienne prądy mózg wysyła również fale elektromagnetyczne, które niektórzy nazywają myślami. Nienaukowość tego rodzaju wniosku jest jednak oczywista. Wytwarzanie prądów i fal mózgowych to tylko jeden z wielu procesów składających się na fizjologiczny mechanizm myślenia.
Nową nauką, która dużo wnosi do rozważanych przeze mnie kwestii, jest cybernetyka, czyli mówiąc inaczej nauka o sterowaniu. Twórcą jej jest matematyk pochodzący z ameryki Norbert Wiener. Przedmiotem cybernetyki są pewne wspólne prawidłowości funkcjonowania żywych organizmów oraz określonego typu maszyn skonstruowanych przez człowieka. Bodźcem do powstania cybernetyki były osiągnięcia techniki, jak automatyzacja, telekomunikacja, w szczególności zaś skonstruowanie ,,matematycznych maszyn elektronowych". Podstawowym pojęciem cybernetyki jest pojęcie sprzężenia zwrotnego. Chodzi tu o wzajemną więź między dwiema częściami jakiegoś konkretnego układu.
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6937/q,Materia.a.swiadomosc
389  Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Kluczem do zrozumienia jest wiedza / Odp: Korporacje uzyskały osobowość fizyczną : Luty 02, 2010, 10:49:48
"yes-meni naprawiają świat"warto zobaczyć ten film , jak korporacje liczą sie z ludźmi i czym są ludzie dla korporacji
<a href="http://www.youtube.com/v/I-GTcDPY9xk&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowFullScreen&quot; value=&quot;true&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowscriptaccess&quot; value=&quot;always&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;embed src=&quot;http://www.youtube.com/v/I-GTcDPY9xk&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot; type=&quot;application/x-shockwave-flash&quot; allowscriptaccess=&quot;always&quot; allowfullscreen=&quot;true&quot; width=&quot;560&quot; height=&quot;340&quot;&gt;&lt;/embed&gt;&lt;/object&gt;" target="_blank">http://www.youtube.com/v/I-GTcDPY9xk&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowFullScreen&quot; value=&quot;true&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;param name=&quot;allowscriptaccess&quot; value=&quot;always&quot;&gt;&lt;/param&gt;&lt;embed src=&quot;http://www.youtube.com/v/I-GTcDPY9xk&amp;hl=pl_PL&amp;fs=1&amp;&quot; type=&quot;application/x-shockwave-flash&quot; allowscriptaccess=&quot;always&quot; allowfullscreen=&quot;true&quot; width=&quot;560&quot; height=&quot;340&quot;&gt;&lt;/embed&gt;&lt;/object&gt;</a>

projekt venus
http://www.swietageometria.darmowefora.pl/index.php?topic=554.0
390  "Tajne" stowarzyszenia i "teorie spiskowe" / "Teorie spiskowe" / "Amerykanie przejmijcie władzę, rząd Haiti nic nie robi" : Luty 02, 2010, 00:15:43
Mimo zapewnień władz Stanów Zjednoczonych, że na zniszczonym trzęsieniem ziemi Haiti władzę sprawuje miejscowy rząd, amerykańskie media relacjonują z Port-au-Prince, iż nadal wszystkim kierują agendy USA i ONZ. Co więcej, Haitańczycy mają za złe swojemu prezydentowi, że nic nie robi i coraz częściej mówią, że powinien się nimi zająć rząd USA.

Prezydent Haiti Rene Preval jest praktycznie niewidoczny i nie zapewnia przywództwa - donosi poniedziałkowy "New York Times". Od kataklizmu z 12 stycznia tylko raz przemówił do narodu i Haitańczycy uważają, że "nic nie robi". "Przedstawiciele ONZ i rządu amerykańskiego prywatnie mówią, że nie uważają, by Preval stanął na wysokości zadania" - pisze gazeta, komentując, że na Haiti istnieje "próżnia przywództwa".

Według "Washington Post",
Haitańczycy chcą, by rząd USA przejął władzę w ich kraju"Washington Post"
Haitańczycy chcą, by rząd USA przejął władzę w ich kraju. Dziennik przytacza wypowiedzi mieszkańców Port-au-Prince, którzy mówią, że ich rząd "nic dla nas nie robi" i "rząd amerykański powinien się nami zająć".

Oficjalnie, administracja USA zajmuje się jedynie rozprowadzeniem pomocy humanitarnej dostarczanej przez ONZ i organizacje pomocowe z różnych krajów. Kieruje tym amerykańska Agencja Pomocy Zagranicznej (USAID) z Pentagonem, który zapewnia logistykę. Na Haiti przebywa obecnie około 6500 żołnierzy USA.

Zadania ochrony porządku przypadają misji pokojowej ONZ. Taki podział pracy ustalono w umowie między USA a ONZ 21 stycznia. Została ona podpisana bez udziału przedstawicieli haitańskich, co zdaniem obserwatorów było symbolicznym potwierdzeniem, że rząd haitański de facto nie działa.

W czasie trzęsienia ziemi pałac prezydencki w Port-au-Prince częściowo się zawalił. Zniszczeniu uległo też kilka innych budynków rządowych. Haitański gabinet zbierał się po kataklizmie na posterunku policji koło lotniska. Brak normalnie funkcjonującego rządu utrudnia rozprowadzanie pomocy humanitarnej.

Od kilku dni następuje to nieco szybciej dzięki nowemu systemowi bonów reglamentacyjnych. Oenzetowski Światowy Program Żywnościowy planuje dostarczenie w ciągu najbliższych tygodni żywności i wody dwóm milionom Haitańczyków.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Haitanczycy-Amerykanie-przejmijcie-wladze-nasz-rzad-nic-nie-robi,wid,11914704,wiadomosc.html?ticaid=19918
Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 »
Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
BlueSkies design by Bloc | XHTML | CSS

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

basicrpg blume-treu sparta piecfrakcji magicznydom