Choose fontsize:
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
 
Strony: 1   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Myśleć przeciw sobie Emil Mihail Cioran  (Przeczytany 4864 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Michał-Anioł
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 669


Nauka jest tworem mistycznym i irracjonalnym


Zobacz profil
« : Grudzień 04, 2009, 19:26:17 »

 Prawie wszystkie nasze odkrycia zawdzięczamy naszej porywczości, pogłębieniu się naszego niezrównoważenia. Nawet samego Boga — w tej mierze, w jakiej nas On intryguje — postrzegamy nie w najgłębszej intymności nas samych, lecz w zewnętrznej granicy naszego poruszenia, dokładnie w punkcie, w którym za przyczyną zetknięcia się naszej i jego wściekłości, następuje zderzenie, spotkanie niszczące tyleż dla Niego, co dla nas. Gwałtownik, rażony współistotnym czynom przekleństwem, nie ujarzmia swej natury, wychodząc poza siebie po to jedynie, by powrócić jako impetyk, agresor, za nim zaś podążają jego przedsięwzięcia, karząc go za to, iż je powołał do życia. Nie ma dzieła, które nie odwróciłoby się przeciwko swemu autorowi: poemat zmiażdży poetę, system — filozofa, wydarzenie — człowieka czynu. Unicestwia się każdy, kto — odpowiadając swemu powołaniu i wypełniając je — miota się wewnątrz historii. Zbawiony zostanie ten tylko, kto dary swe i talenty poświęca, aby — uwolniony od swych ludzkich przymiotów — móc nurzać się w istnieniu. Jeżeli przeto dążę do metafizycznego spełnienia, za żadną cenę nie powinienem trwać przy swej tożsamości: jeśli zachowałem choćby najmniejszy jej osad, winienem się go wyzbyć: jeśli zaś — przeciwnie — wdałem się w odgrywanie jakiejś roli w historii, przypadające mi zadanie polega na tak intensywnym rozbudzaniu mych właściwości, bym wreszcie wraz z nimi eksplodował. Giniemy zawsze od „ja”, którego się podjęliśmy: noszenie jakiegoś miana równoznaczne jest z pragnieniem określonego sposobu załamania.

Wierny tym zewnętrznym oznakom, gwałtownik nie zniechęca się, albowiem nie może uwolnić się od cierpienia. Dąży do zguby innych? To okrężna droga, na jaką wkracza, aby dotrzeć nią na koniec do własnej zguby. Pod jego pewnością siebie i fanfaronadą ukrywa się miłośnik nieszczęścia, toteż pośród gwałtowników właśnie spotyka się wrogów samego siebie. A wszyscy wszak jesteśmy przepełnionymi wściekłością gwałtownikami, którzy, zagubiwszy klucz do błogości, posiadają dostęp wyłącznie do tajemnic rozdarcia.

więcej znajdziesz tutaj
http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/punkt_widzenia/cioran_myslec_przeciw.htm
Zapisane

Wierzę w sens eksploracji i poznawania życia, kolekcjonowania wrażeń, wiedzy i doświadczeń. Tylko otwarty i swobodny umysł jest w stanie odnowić świat
Michał-Anioł
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 669


Nauka jest tworem mistycznym i irracjonalnym


Zobacz profil
« Odpowiedz #1 : Grudzień 06, 2009, 10:42:21 »

 Coś o autorze


niedoczytania:
Samuel Beckett i Emile Cioran - zgubna przenikliwość
Autor Maciej Piątek ⋅

1. Są autorzy i teksty, którym w pierwszym odruchu skłonni bylibyśmy przypiąć komiksową etykietkę pesymizmu lub opatrzyć tak dziś modną łatką nihilizmu. Oczywiście nic prostszego niż takie uproszczenia, które nieraz robią z mówienia o literaturze dziedzinę pokrewną entomologii, a z dzieł i ich autorów martwe owady przyszpilone w gablotkach schludnie wyglądających kategorii. To, co miało w swym zamierzeniu opisywać doświadczenie lektury, rozrosło się do takich rozmiarów, że zaczęło to doświadczenie zastępować, trochę jak mapa z opowiadania Borgesa, z powodu swojej szczegółowości tak ogromna, że pokrywa sobą całą przestrzeń rzeczywistą, którą miała przedstawić. Aby teraz doświadczyć tekstu, trzeba wiedzieć, jak odrzec się od osadu wiedzy, trzeba postępować na ślepo, próbując dotykiem wyczuć fałdy rzeczywistego tekstu pod powierzchnią zakrywającej wszystko mapy kategorii, pojęć, teorii, koncepcji i prądów. O ile to możliwe.

2. Beckett - nieugięty milczek; Cioran - niezmordowany gaduła. Są jednak wyjątki od tej podwójnej reguły, które ujawniają się akurat podczas spotkań obu tych emigrantów bez ojczyzny w Paryżu w latach 60. ubiegłego wieku. Spotykali się nieraz u wspólnych znajomych na obiadach, podczas których milczenie Becketta graniczyło niemal z nieuprzejmością, podobnie zresztą jak rozgadanie Ciorana. Kiedy jednak dochodziło do spotkań sam na sam, nierzadko przypadkowych, sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. “Wczoraj o północy - zapisuje Cioran w Zeszytach - na rue Vavin, spotkałem Sama. Przez dwie godziny siedzieliśmy w Closiere. O swej ostatniej sztuce - Not I - mówił mi z pasją prawie młodzieńczą.? Beckett, który jak ognia unikał komentowania swojej twórczości, potrafił z Cioranem rozmawiać o niej długo i nieraz szczegółowo. Jedno ze spotkań spędzili nawet na dyskusjach związanych z tłumaczeniem angielskiego utworu Becketta na francuski.
Inne zdarzenie:

    Niedawno w bocznej alejce Ogrodu Luksemburskiego - zapisuje Cioran - spostrzegłem Becketta czytającego gazetę, niemal jak któraś z jego postaci. Siedział na krzesełku, minę miał zaabsorbowaną i nieobecną, jak zwykle. Nie śmiałem do niego podejść. Co miałbym mu powiedzieć? Bardzo go lubię, ale lepiej, jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać. On jest tak dyskretny! A przecież rozmowa wymaga jakiegoś minimum luzu i kabotyństwa. Jest grą; Sam nie jest do niej zdolny. Wszystko u niego zdradza człowieka niemego monologu.

To milczenie, do którego poniekąd zmuszał Ciorana Beckett, pokrewne było przeczuciom i intuicjom, jakie ten pierwszy nieraz wypowiadał:

    Po każdej rozmowie jesteśmy bardziej opuszczeni niż gdybyśmy się obudzili w grobie. Umysł wprawdzie mamy lżejszy, ale serce gnije. Słowa uleciały, a wraz z nimi substancja naszego odosobnienia.

Nić porozumienia, jaką można tu wyczuć, tworzyła się gdzieś między słowami, na granicy mowy i milczenia. W jednym z listów do Ciorana Beckett pisze: “W Pańskich ruinach czuję się bezpieczny”. A w zapisku Ciorana z 26 września 1970 roku czytamy: “Wczoraj znakomity wieczór z Samem i Suzanne. Jeśli przymiotnik “szlachetny” ma jakiś sens, to odnosi się do Sama, jest specjalnie dla niego”.

3. Językowa trauma wspólna obu autorom wiązała się w pewien sposób z niemożnością mówienia o, awersją do poziomu “meta”. Ich teksty są wyjątkowe na tle literatury drugiej połowy XX wieku, która jest albo literaturą pisaną przez filozofów (Sartre, Camus), a więc ilustracyjną, albo literaturą pisaną przez krytyków bądź teoretyków (Eco, Calvino, grupa OULIPO, Sontag, Kristeva), a więc raczej zabawą w literaturę, grą prowadzoną na mapie pokrywającej szczelnie całą przestrzeń doświadczenia, przesuwaniem pionków na planszy. W przypadku Ciorana i Becketta sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. Ich pisarstwo jest, jak oni sami przyznają, swego rodzaju terapią która paradoksalnie leczy i pogłębia fundamentalne dla nich doświadczenie zgubnej przenikliwości. To, co im obu, choć na różne sposoby, udało się przeniknąć jest owa mapa kategorii, teorii i koncepcji stanowiących protezy tworzone przez ludzki umysł, aby oszczędzić człowiekowi trudnej rzeczywistości doświadczania. To zatem, co w swym zamierzeniu miało ułatwić coraz doskonalsze postrzeganie życia z wszelkimi jego niuansami, prowadzi w istocie do ślepoty, która w jakiś sposób ratuje człowieka od zguby doświadczania.

Cioran rozcina tę mapę gwałtownymi cięciami aforyzmu, Beckett zaś wykonuje ogrom metodycznej pracy i z chirurgiczną precyzją odsłania czarny nurt po drugiej stronie tego, co nazywamy życiem. Niszcząc mapę, w ten czy inny sposób, obaj w pełni świadomie dokonują samooślepienia po to, aby widzieć lepiej. Jako teksty wypływające w całości z doświadczenia, domagają się książki Becketta i Ciorana innej lektury, lektury odważnej, która zdobędzie się na trud doświadczania tekstu, lektury niebezpiecznej, bo narażającej czytelnika na doświadczenie owej zgubnej przenikliwości, która przychodzi wraz ze ślepotą.

Ślepota przynosi z sobą zanik rzeczywistości intersubiektywnie komunikowalnej, a więc wszystkiego tego, co dzielimy z innymi. To, co każdy z nas “zobaczy”, kiedy oślepnie, zależy od nieprzekazywalnego zbioru doświadczeń wyłącznie naszych, których nie dzielimy z nikim innym. Podobnie jest z doświadczaniem tekstów Ciorana i Becketta na ślepo, bez uciekania się do ochronnych okularów teorii, bez korzystania z mapy. To, co każdy czytelnik w nich wówczas “zobaczy”, czego doświadczy odważywszy się na zgubną przenikliwość, dotknie tylko i wyłącznie jego “życia”.
O ile to możliwe.

4. Cioran w Zeszytach:

    Cudowny, boski poranek w Ogrodzie Luksemburskim. Patrzyłem, jak ludzie chodzą tam i z powrotem i mówiłem sobie, że my żywi (żywi!), jesteśmy tu tylko po to, by przez jakiś czas muskać powierzchnię ziemi. Zamiast spoglądać na gęby przechodniów, patrzyłem na ich stopy i wszyscy ci ludzie byli dla mnie tylko krokami, krokami wędrującymi we wszystkich kierunkach - chaotycznym tańcem, nad którym nie warto się zastanawiać? Takie oto snułem refleksje, gdy wtem podnoszę głowę i widzę Becketta, tego znakomitego człowieka, który emanuje czymś osobliwie kojącym. Operacja katarakty, na razie tylko jednego oka, bardzo się udała. Zaczyna widzieć daleko, co przedtem było niemożliwe. “W końcu stanę się ekstrawertykiem” - mówi. “Niech przyszli komentatorzy szukają tego przyczyny” - dodaję.
Zapisane

Wierzę w sens eksploracji i poznawania życia, kolekcjonowania wrażeń, wiedzy i doświadczeń. Tylko otwarty i swobodny umysł jest w stanie odnowić świat
Michał-Anioł
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Wiadomości: 669


Nauka jest tworem mistycznym i irracjonalnym


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : Grudzień 21, 2009, 15:23:41 »

Nieszczęście narodzin

W Narodzinach tragedii Nietzsche mówi o starodawnym podaniu, według którego król Midas ścigał po lasach mądrego Sylena i kiedy wreszcie schwytał go, zapytał się co jest najwłaściwsze i zarazem najlepsze dla człowieka. Mało urodziwy towarzysz Dionizosa nieporuszenie milczał przez jakiś czas, aż w końcu ponaglany przez króla, wybuchnął śmiechem i odparł:

"Nieszczęsne, efemeryczne stworzenie, czemu zmuszasz mnie do oznajmienia ci czegoś, czego bodajby raczej nie usłyszał? To, co najlepsze, jest dla ciebie zupełnie nieosiągalne — a jest tym nie urodzić się, w ogóle nie być, być niczym. A druga rzecz dla ciebie najpożądańsza — to rychło umrzeć." [ 1 ]

Jak podkreśla Kania, tę przypowieść można uznać za motto niemal każdej książki Ciorana. Rumuński myśliciel nie ma wątpliwości, iż w przyrodzie rządzi niesprawiedliwość, zaś człowiek, będąc wytworem i częścią świata, nie może nie ulec zatracie. Wyobrażamy sobie, że zbliżamy się do różnych celów, jednak w rzeczywistości w miarę upływu czasu jesteśmy coraz bliżej wyłącznie jednego celu — rozkładu. Może nawet chcielibyśmy kochać niebo i ziemię, czyny i uniesienia, jednak w tym wszystkim odnajdujemy li tylko to, co odsyła nas do śmierci. Kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, iż natura, dając nam w posiadanie niewielki skrawek materii, na każdym kroku stawia się po zwrot należności i że właściwie urodziliśmy się tylko po to, by umrzeć, w pełni odsłania się przed nami bezsens „niepotrzebnie spłodzonego świata" [ 2 ] oraz naszego własnego istnienia. Podczas gdy raj był patrzeniem bez rozumienia, zerwanie owocu z Drzewa Poznania skazało nas na życie w miejscu, w którym rozumiemy aż za bardzo. Za każdym razem kiedy otwieramy oczy, natychmiast stykamy się ze świadomością, która przypominając nam o nieuchronnym końcu, czyni niedogodności istnienia stokroć uciążliwszymi, zaś samo życie zamienia w nieznośne brzemię. Będąc rdzeniem naszego „ja", równocześnie konstytuuje to „ja" i jest w nim instancją cierpienia tym większą, im bardziej jest rozwinięta i im wyraźniej ukazuje znikomość pierwiastka witalnego.

Nic więc dziwnego, że w myśli Ciorana nieistnienie jest największym dobrem, jednakże dobrem nieosiągalnym dla kogoś, kto już zaistniał. W przeciwieństwie do powszechnie panującej opinii, według której narodziny są niezwykle hojnym darem losu, zaś najgorsze czeka nas u końca naszych dni, autor Pokusy istnienia twierdzi, że to właśnie moment poczęcia, będąc czystym przypadkiem i trafem wartym śmiechu, jest źródłem wszelkich niedomagań i klęsk życiowych. [ 3 ] Absurdalność narodzin polega na tym, iż wydobywając nas z nicości i nadając nam imię, równocześnie powołują do życia byt skazany na śmierć, „metafizyczne oszpecenie i pozbycie się twarzy" [ 4 ]. W ten sposób z największego szczęścia przekształcają się one w największe przekleństwo, co więcej, mając całkowicie akcydentalny charakter są od nas zupełnie niezależne — wbrew naszej własnej woli zostajemy rzuceni-w-świat oraz zniewoleni przez samoświadomość. I chociaż starożytni mawiali, że nie warto bać się nicości, która przyjdzie, gdyż jest ona podobna do tej sprzed narodzin, według Ciorana sytuacja ma się trochę inaczej, gdyż przed indywidualizacją mieliśmy jeszcze szansę na nieistnienie, natomiast stając się jednostką zaczynamy istnieć i właśnie ta istniejąca cząstka boi się zagłady. Stąd też, im wcześniej nastąpi nasza śmierć i im mniejszy opór samoświadomości napotka, tym dla nas lepiej. W O niedogodności narodzin spotykamy poruszające wyznanie Ciorana:

"Byłem sam na tym cmentarzu dominującym nad wsią, gdy weszła tam kobieta w ciąży. Wyszedłem natychmiast, żeby nie musieć patrzeć z bliska na tę nosicielkę trupa ani medytować nad kontrastem między wystającym brzuchem i zapadłymi grobami, między fałszywą obietnicą a kresem wszelkich obietnic." [ 5 ]

Co jednak pozostaje jeśli już urodziliśmy się i przyszło nam żyć dłużej niż kilka godzin? Przy pierwszym zetknięciu z myślą o śmierci jest ona dla nas realnością metafizyczną, czymś odrębnym i odległym, dopiero potem, kiedy z gościa zamieni się we współlokatora, czujemy jej ciężar i dreszcz i nie mówimy już o niej samej, lecz o lęku przed nią — jest to przejście od metafizyki do psychologii [ 6 ]. Wyostrzona świadomość, przypominając o kresie istnienia, utrzymuje nas w strachu i tym samym czyni z życia nieprzerwaną agonię, która poprzedza nierzadko o dziesiątki lat tę właściwą towarzyszącą zgonowi. W tej sytuacji musimy stawić czoło dwóm pytaniom: „Jak znosić życie?" oraz „Jak znosić samego siebie?" i postarać się udzielić na nie odpowiedzi. [ 7 ] Stoi przed nami zadanie polegające na zmniejszaniu cierpienia powstałego wskutek indywiduacji, rozparcelowania pierwotnej Jedni na poszczególne indywidua o coraz większym stopniu samoświadomości, oraz na szukaniu sposobów przekroczenia, transgresji tej samoświadomości. Nie chodzi zatem o pokonanie samej śmierci, lecz strachu przed nią, czy też uczynienie świadomości śmierci mniej przerażającą.
Buddyzm jako próba przekroczenia świadomości

W poszukiwaniu wyjścia z sytuacji, w której świadoma samej siebie egzystencja równa się cierpienie, Cioran, odrzucając zbawienie w rozumieniu chrześcijańskim na rzecz indywidualnej i ateistycznej autosoteriologii, ucieka się do myśli buddyjskiej. Ponieważ jest zdany tylko i wyłącznie na siebie i nie może liczyć na życie pośmiertne, wybiera wyzwolenie, które, obchodząc się bez Łaski oraz kładąc nacisk na Wiedzę Zbawczą, nie ma konotacji religijnych i nie jest zależne od jakiejś transcendentnej istoty, zaś opiera się w głównej mierze na oczyszczeniu świadomości z fikcji i iluzji świata zewnętrznego.

Według autora Świętych i łez człowiek - pełen pożądań i przekonań — buduje ponad rzeczywistością różnego rodzaju konstrukcje, tworzy systemy oraz wartości, które następnie zwracają się przeciwko niemu i stają się powodem cierpienia. Podczas gdy substancja rzeczy jest ze swej istoty pozbawiona jakiejkolwiek treści, każdy zamyka się w swoim własnym niedorzecznym świecie, nadając kształt i wielkość temu, co tak naprawdę żadnej rzeczywistości nie posiada. Jak na skrajnego subiektywistę przystało, Cioran uważa, że wszystkie wizje świata, zarówno te zrodzone z rozumowania, jak i intuicji, wstrętu czy entuzjazmu, są równie słuszne i w równym stopniu mogą przemawiać do wyobraźni. Ponieważ wytwory ludzkiego umysłu kształtują się w zależności od doświadczenia, wieku, nastroju i okoliczności, każdy wydany przez nas sąd jest z jednej strony prawomocny, zaś z drugiej nie ma żadnego znaczenia, tak, iż zawsze jednocześnie mamy rację i mylimy się. Dowolny pogląd, system, wierzenie okazuje się być prawdziwe lub fałszywe w zależności od tego jak wielka namiętność za nim przemawia, stąd też nie dziwi fakt, iż prawdy powstają i giną wraz z naszymi uczuciami, i wszystkie one są li tylko błędami, których jeszcze nie zdemaskowaliśmy, a może właściwiej — nie przeżyliśmy. [ 8 ] Ich następstwo w życiu pojedynczego człowieka czy też na arenie historii przedstawia „gigantyczną farsę Ducha" [ 9 ] i rumuński myśliciel nie może się nadziwić temu, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą opowiadać się „za" lub „przeciw". Co więcej, absolutny charakter własnych prawd nie tylko nakazuje przedkładać je nad inne, ale również zmusza do wcielania ich w życie i egzystencji podług wyznaczanego przez nie rytmu. To z kolei generuje cały szereg pragnień i przywiązań, które stają się źródłem gorączkowych dążeń oraz wzbudzają w nas ciągły niepokój na myśl o niepowodzeniu lub stracie. Każda namiętność gwarantuje nam to, że będziemy szli od udręki do udręki, wyrywa nas ze spoczynku, zniekształca i przykuwa uwagę do jakiegoś obiektu. Rozpalając krew i wzbudzając naszą fascynację, daje poczucie pełni życia, jednakże ostatecznie, kiedy jej przedmiot zaczyna zdecydowanie odbiegać od naszych o nim wyobrażeń lub ulega powolnej zatracie, ona sama zmienia się w cierpienie. [ 10 ]

Podobnie w buddyzmie, podstawowym elementem osobowości jest świadomość, która jest warunkiem percepcji, percepcja warunkiem postrzeżeń, postrzeżenia emocji, emocje żądz, żądze cierpienia, jak również chorób, starości, śmierci i ponownych narodzin, a więc kołowrotu Samsary. Zwykły człowiek nie dostrzega tego, funkcjonuje jedynie dzięki niedostatkowi wiedzy, póki pozory wydają mu się czymś rzeczywistym jest zdolny kochać, nienawidzić i zmagać się z nimi. [ 11 ] Jeśli jego celem jest działanie i bycie skutecznym w tym, co robi, z konieczności musi pozostawać na powierzchni rzeczy i stać się ślepym na to, co nierzeczywiste, musi sam siebie oszukiwać, by zapomnieć, że jest li tylko „oraczem na Saharze" [ 12 ], gospodarzem piastującym pieczę nad tym, czego nie ma. Przemyca własne istnienie z godziny na godzinę oddany tysiącom wierzeń, idoli i zajęć nie dostrzegając, iż pod tą warstwą przyjemnych oszustw kryje się wyłącznie czyste, nie zabarwione aktywnością ludzkiego ducha, istnienie.

Odwołując się do buddyzmu, Cioran czyni rozróżnienie między prawdą absolutną a prawdą względną, czyli tzw. „prawdą błędu". Ta pierwsza jest prawdą wyzwolonego, przywilejem niedziałającego, chwytającego niesubstancjalność rzeczy, znosi wszystkie inne prawdy i ukazuje ich pustkę równocześnie sama będąc pustką, ale świadomą siebie [ 13 ]. O ile nicość jest zawsze skażona naszą nieczystością i stanowi podlejszą wersję pustki, o tyle pustka jest nicością pozbawioną cech negatywnych. Ilekroć ją odczuwamy zachodzi w nas jakaś zmiana — chociaż zachowujemy stare wady przemianie ulegają nasze stosunki ze światem, najgorsze popędy łagodnieją, zaś udzielona nam przez nią lekcja rezygnacji z uczestników czyni nas widzami. Odkrycie pustki tam, gdzie do tej pory były sensy i wartości, odziera świat z iluzji oraz pragnień i tym samym umożliwia nam uwolnienie się od losu, pozwala stanąć ponad rzeczami i nami samymi.

Cały tekst tutaj
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5859/q,Cioranowskie.poszukiwania.drog.wyjscia.z.dramatu.ludzkiej.egzystencji
Zapisane

Wierzę w sens eksploracji i poznawania życia, kolekcjonowania wrażeń, wiedzy i doświadczeń. Tylko otwarty i swobodny umysł jest w stanie odnowić świat
Strony: 1   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
BlueSkies design by Bloc | XHTML | CSS

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

wwwstadodzikich polski-deliver-truck articz ruba no