Choose fontsize:
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
 
Strony: 1   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: TVN24: Masoni stworzyli USA (Dan Brown - Zaginiony symbol)  (Przeczytany 8742 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomości: 1391



Zobacz profil WWW Email
« : Luty 08, 2010, 11:27:22 »

Myślę, że wydanie w j. polskim książki Dana Browna pt. Zaginiony symbol" jest dobrą okazją, aby przyjrzeć się niektórym poruszonym w tej książce kwestiom dotyczącym natury świata, człowieka i umysłu.

http://www.empik.com/zaginiony-symbol-ksiazka,prod29220554,p?gclid=CMDDjNi14p8CFZss3godOUjdgQ


Najpierw kilka informacji + krótki wywiad z Danem Brownem (w drugim poście).


TVN24: Masoni stworzyli USA.  Dan Brown się rozkręca

FAKTY TVN W ROZMOWIE Z AUTOREM BESTSELLERÓW - VIDEO
http://www.tvn24.pl/26086,1642091,0,1,masoni-stworzyli-usa-dan-brown-sie-rozkreca,wiadomosc.html


Historyczne zagadki, tajemnice i spiskowa teoria dziejów. Te trzy zagadnienia charakteryzują książki bodaj najpopularniejszego pisarza książek dla dorosłych naszych czasów - Dana Browna. Brown stworzył kolejną emocjonującą, wciągającą i kontrowersyjną książkę. W "Zaginionym symbolu" twierdzi między innymi, że Stany Zjednoczone stworzyli masoni. Co mówi o niej sam autor?


Dan Brown znowu budzi emocje. Autor "Kodu Leonarda da Vinci" i pozostałych książek z serii przygód Roberta Langdona stawia pod znakiem zapytania historię Stanów Zjednoczonych. Po doniesieniach, że Kościół Katolicki zbudowany jest na kłamstwie (Jezus rzekomo miał żonę i fakt ten uwiecznił Da Vinci w "Ostatniej Wieczerzy") czy teorii o morderczej działalności iluminatów w Watykanie, teraz twierdzi, że u podstaw USA leżą nie chrześcijańskie, a masońskie wartości.

Umysł wpływa na materię

W "Zaginionym symbolu", kolejnej książce o przygodach historyka Roberta Langdona, fabuła koncentruje się na stowarzyszeniu wolnomularzy. Najszybciej sprzedająca się książka w historii (w dniu premiery w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii sprzedano ponad milion egzemplarzy) najbardziej - zdaniem autora - frapuje Amerykanów.

Brown twierdzi, że największym dla nich szokiem jest to, że u podstaw ich kraju nie leżą wartości chrześcijańskie, lecz masońskie. - Wszystkie eksperymenty opisane w książce zostały przeprowadzone, potrzebowałem wiele czasu, by uwierzyć, że ludzki umysł może wpływać na materię. Okazuje się, że może - twierdzi pisarz.

Tropem Roberta Langdona

A właśnie ten aspekt - skuteczność działania umysłu - leży u podstaw działania wolnomularzy. - To organizacja duchowa, w której każdy członek jest proszony o to, by spojrzał w głąb siebie i zdecydował, jak zmienić siebie by stać się lepszym człowiekiem - tłumaczy S. Brent Morris ze stowarzyszenia Wolnomularzy Rytu Szkockiego.

Amerykanom książka bardzo się podoba. Wszyscy tłumnie ruszają zwiedzać Waszyngton - miejsce książkowej historii. - Dla zaginionego symbolu opracowaliśmy specjalną stronę internetową, gdzie sam możesz podążać śladami akcji. Kontaktujemy tez turystów z przewodnikami, którzy książkowym szlakiem oprowadzają już po mieście - mówi Theresa Belpusi z firmy turystycznej Destination DC.

Prawda czy fałsz?

Fani książek Browna tylko czekają na ujawnienie kolejnych tajemnic świata. Jednakże pisarz ma także wielu krytyków. - Z książkami Dana Browna jest następujący problem: to, co pisze, to fikcja. Z tym nie ma problemu. Ale na początku każdej książki twierdzi, że wszystko o czym pisze, to fakty. I w ten sposób fikcja staje się faktem - twierdzi dr Helen Mardaga z Katolickiego Uniwersytetu Ameryki.

Dan Brown krytyką się nie przejmuje, jego książki przetłumaczono już na ponad 80 języków. Na "Kodzie Leonarda da Vinci" zarobił 250 milionów dolarów. Ta książka oraz "Anioły i Demony" zostały zekranizowane, a przed pisarzem kolejne filmy. - Scenariusz do "Zaginionego symbolu" powstanie jeszcze w tym roku, film zobaczymy w 2012. Pracujemy też nad filmem opartym na innej z moich książek "Zwodniczy punkt" - sam piszę ten scenariusz - mówi reporterowi Faktów TVN Brown i podkreśla, że dopiero zaczyna się rozkręcać.

Polska premiera najnowszej książki Dana Browna odbyła się pod koniec stycznia bieżącego roku.

* * * * *
Amerykańscy masoni



Inne zdjęcia w dużej rozdzielczości
http://wyborcza.pl/duzy_kadr/1,97904,7519001,Amerykanscy_masoni.html
« Ostatnia zmiana: Luty 08, 2010, 20:51:53 wysłane przez Leszek » Zapisane

miłość radość piękno
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomości: 1391



Zobacz profil WWW Email
« Odpowiedz #1 : Luty 08, 2010, 11:34:58 »

Dan Brown: Ameryką rządzą masoni
2010-01-30

http://wyborcza.pl/1,76842,7504794,Dan_Brown__Ameryka_rzadza_masoni.html

Masoni mają dziwaczne rytuały i są podobno na mnie wściekli za ich ujawnienie. Ale powinni być zadowoleni, że piszę o nich z szacunkiem - mówi Dan Brown, autor książki "Zaginiony symbol", która ukazała się nakładem Albatros A. Kuryłowicz i Sonia Draga

Czy pan naprawdę wierzy w swoje teorie spiskowe, czy też traktuje je pan tylko jako rozrywkę?

- To także rozrywka. Traktuję poważnie to, o czym piszę w swoich powieściach w takim sensie, że ich część historyczną staram się przedstawiać jak najrzetelniej, na podstawie starannej dokumentacji. Jej gromadzenie trwa u mnie więcej niż samo pisanie. Moje powieści służą rozrywce, ale traktują o bardzo poważnych tematach, o których ja też staram się pisać z powagą.

W najnowszej powieści pisze pan o masonach i mam wrażenie, że to pierwszy spisek opisany przez pana z sympatią.

- Tak właśnie jest. Zanim cokolwiek napisałem - więcej, zanim w ogóle zacząłem obmyślać fabułę - wnikliwie przestudiowałem historię masonerii. Gdybym w wyniku tych badań ustalił, że to jakaś mroczna, złowroga siła, wymyśliłbym inną powieść. Ale w ich toku nabierałem podziwu dla filozofii masonów, dla ich koncepcji wiary uniwersalnej, ich przywiązania do filantropii. Owszem, mają dziwaczne rytuały, o których sporo piszę. Z tego, co wiem, są na mnie wściekli za ich ujawnienie. Ale powinni być zadowoleni, że piszę o nich z szacunkiem.

Czy masoni zareagowali? Miał pan oficjalny protest Opus Dei przy okazji poprzedniej powieści...

- Były pojedyncze reakcje poszczególnych masonów, ale nie przypominam sobie oficjalnego stanowiska organizacji jako takiej. Najbardziej jestem dumny z komentarzy typu "skąd on wydostał te informacje?". Bo ujawniam dużo szczegółów dotyczących samej organizacji.

Jak to właściwie działa: oni z jednej strony są tajnym stowarzyszeniem, a z drugiej mają całkiem jawne siedziby i jawnych przedstawicieli?


- Masoneria ukrywa przed społeczeństwem wiele sekretów, ale sam fakt istnienia do nich nie należy. Dam panu prosty przykład: na pewno słyszał pan o firmie Apple Computer. Ta firma ma jawny adres, może pan pojechać do tego budynku, gdzie przywitają pana uprzejmi recepcjoniści. Będzie pan mógł zrobić zakupy w miejscowym sklepiku z pamiątkami itd.

Ale czy wpuszczą pana o krok dalej? Pozwolą obejrzeć projekty nowych urządzeń? Nie ma mowy. Nie oznacza to jednak, że obserwując od zewnątrz działalność firmy, nie można odgadywać pewnych rzeczy na podstawie racjonalnych przesłanek i wiarygodnych przecieków. Czy rzeczywiście za dwa tygodnie pokażą nowy tablet, czy nie - możemy snuć spory na podstawie dostępnych informacji i obserwacji.

Nowy tablet - to jest sekret nawet dla Dana Browna?

- O tak! Czekam z niecierpliwością na wyjaśnienie zagadki, tak samo jak reszta świata. Mam nadzieję, że plotki się potwierdzą, bo zapowiada się bardzo ciekawe urządzenie.

Czyli mogę siedzibę masonerii w USA po prostu odnaleźć w książce telefonicznej i sobie tam pójść...

- I odnajdzie pan ciekawy architektonicznie budynek, w którym nikt nie otworzy panu drzwi. Albo w najlepszym wypadku jakiś portier powie, że to tylko dla członków.

Czy w pańskim rodzinnym mieście Exeter w stanie New Hampshire jest loża masońska?


- Oczywiście! Siedzę w tej chwili w najwyższym budynku w Exeter, który ma osiem pięter, i widzę miejscową lożę masońską przez okno. Jest na Water Street, przy rzece Exeter.

Ale jeśli zapytam, czy pan do niej należy, odpowiedzią będzie wymowne milczenie?

- Nie, mogę udzielić prostej odpowiedzi: nie należę i nie mógłbym należeć do masonerii. Nie dlatego, że jestem jej ideowym wrogiem - jak już mówiliśmy, odnoszę się do masońskiej filozofii z dużym szacunkiem, ale ja po prostu nie mógłbym należeć do żadnej tajnej organizacji. Znacznie więcej przyjemności sprawia mi ujawnianie sekretów niż ich dochowywanie. Sama myśl, że wstępując do tajnej organizacji, blokowałbym sobie możliwość napisania o niej książki, sprawia, że odrzucił bym zaproszenie.

Czytałem, że to pański ojciec wychował pana na odkrywcę sekretów?

- Nie wiem, czy taka była jego intencja, ale rzeczywiście trochę tak to się ułożyło. Mój ojciec jest matematykiem, autorem podręczników. Szyfry i kody były jego pasją i udało mu się nią nas zarazić. Rankiem w Boże Narodzenie, gdy schodziliśmy zobaczyć nasze prezenty pod choinką, zamiast paczuszek odnajdywaliśmy zakodowaną wskazówkę. Ta wskazówka mogła nas prowadzić do lodówki, a w lodówce mogła być następna zaszyfrowana wiadomość, żeby szukać w garażu. Boże Narodzenie oznaczało dla nas dzień wielkiego poszukiwania skarbów. Wszyscy to uwielbialiśmy.

Więc to pański ojciec wymyślił formułę, którą dziś nazwiemy "powieść w stylu Dana Browna"?


- Pisarstwo polega na tym, że piszesz o tym, co uwielbiasz, i masz nadzieję, że innym ludziom też się spodoba. W moim przypadku na szczęście to się sprawdziło. Ojcu zawdzięczam jeszcze jedno: przekonanie, że nauczyciel to doskonały zawód dla bohatera powieści sensacyjnej. Robert Langdon to mieszanka różnych nauczycieli, których spotkałem na swojej drodze edukacji, między innymi mojego ojca. To zawód, który darzę ogromnym szacunkiem. Kilka lat temu założyłem z najbliższą rodziną fundację, która wpłaca znaczące sumy na działalność uczelni, w której siedzę właśnie teraz: Phillips Exeter Academy, gdzie wykładał także mój ojciec. Książki przynoszą mi wielkie pieniądze, z czego się oczywiście bardzo cieszę, ale ponieważ niespecjalnie interesują mnie jachty czy prywatne odrzutowce, odkryłem, że najwięcej frajdy sprawia mi wydawanie ich na rozwój edukacji czy ochrony środowiska.

A skąd zaczerpnął pan inny element typowej powieści Dana Browna - zagęszczenie akcji tak, by się rozgrywała w ciągu jednej doby lub nawet jednego dnia? To nie jest przecież typowe, akcja powieści Roberta Ludluma czy Stephena Kinga często rozpisana jest na miesiące, nawet lata.


- U mnie to się sprawdza, po pierwsze, dlatego że zmusza mnie to do wydajnego pisania książki. Gdy zbieram dokumentację, przygotowując się do pisana, mam znacznie więcej informacji, niż to się mieści w książce. Muszę się pilnować, żeby nie zanudzić czytelnika nadmiarem, więc ostatecznie mieści się tyle, ile mój bohater może wyjaśnić w tak krótkim czasie.

Po drugie, czytelnik ma dzięki temu większe poczucie realności akcji, bo czas lektury zbiega się z czasem czytania. Te powieści również da się przeczytać jednym ciągiem w 12-24 godziny. To daje złudzenie, że historia dzieje się właśnie teraz - i czyni ją bardziej ekscytującą.

Ale to ogranicza wybór - ile jeszcze da się wymyślić historii, w których amerykański profesor musi coś załatwić w 24 godziny?

- W ogóle nie ma takiego problemu! Luksus powieściopisarza jest w tym, że dzięki retrospekcjom można w 24-godzinnej ramce zmieścić dowolne wspomnienia. Akcja "Zaginionego symbolu" rozgrywa się w ciągu 12 godzin, ale poznajemy w ich toku przeszłość Molocha, a więc dowiadujemy się o wydarzeniach sprzed wielu lat. Nie mówiąc już o informacjach dotyczących historii starożytnej. Pojawiają się też proroctwa dotyczące przyszłości.

Myślałem, że akcję każdej swojej powieści będzie pan już umieszczać w jakiejś turystycznie atrakcyjnej miejscowości typu Paryż czy Rzym. Dlaczego wybrał pan teraz Waszyngton, nudne miasto biurokratów?

- Uważam, że Waszyngton to magiczne miasto, które ma całą architektoniczną intrygę i majestat Paryża czy Rzymu. Mamy tu obeliski, zabytki klasycyzmu, sekretne przejścia, krypty i katedry. Chciałem wreszcie oddać należny szacunek swojemu krajowi i jego historii, naszym własnym zagadkom z przeszłości. Na początku mojej powieści profesor Langdon pyta swoich studentów, ilu z nich było w Rzymie, i podnosi się las rąk. Potem pyta, ilu było w Waszyngtonie - i okazuje się, że nikt. Langdon zwraca im uwagę, że tu też jest co zwiedzać.

W pańskiej powieści pojawia się noetyka, którą ja osobiście - jako sceptyk - traktuję jako jeszcze jedną paranaukę. W "Zaginionym symbolu" opisuje pan ją bardzo serio. Naprawdę w nią pan uwierzył?

- Tak jak pan uważam siebie za sceptyka. Przygotowania do tej powieści trwały tak długo także dlatego, że najpierw musiałem sprawdzić, jak opisywać noetykę. Chciałem się upewnić, czy wszystkie eksperymenty, na jakie się powołują, naprawdę wykonano i czy miały naprawdę takie rezultaty. Dziś jestem pewien, że noetyka to prawdziwa nauka. I moim zdaniem, będzie o niej bardzo głośno za kilka lat, zapowiadają się rewolucyjne zmiany w fizyce i psychologii. Kiedy kilkanaście lat temu w "Cyfrowej twierdzy" napisałem, że rząd czyta nasze maile, spotykałem się z reakcją, że to paranoja, że to przecież niemożliwe. Teraz już wszyscy wiemy, że e-mail to nie jest bezpieczny środek łączności. Myślę, że podobnie będzie z tymi, którzy kwestionują wątek noetyki w tej powieści.

Czy zdarza się panu częściej, że podczas gromadzenia dokumentacji zmienia pan pogląd na jakąś sprawę?

- Oczywiście! Podobnie było z historią chrześcijaństwa, jaka jest pokazana w "Kodzie Leonarda Da Vinci". Nie obchodzi mnie, czy inni ludzie wierzą w to, co ja, ale po wszystkim, co na ten temat przeczytałem, teoria z Marią Magdaleną wydaje mi się bardziej przekonująca od tego, czego uczą na katechezie w szkółkach niedzielnych.

Ustalił pan, jakie są obecne wpływy masonerii w USA - czy kontrolują parlament, a może i Biały Dom?

- Wielu masonów jest w Kongresie, wielu jest na czele służb specjalnych, ale nie na tym polegają ich wpływy. Ważniejsze jest to, że masońska filozofa, która stawia na humanistyczny uniwersalizm i unikanie dyskryminacji, stała się jakby intelektualnym DNA wielu polityków, którzy niekoniecznie muszą należeć do masonerii. Masoni są mistrzami wywierania wpływu pośrednio. Nie chodzi o to, że kierownictwo sekretnie wydaje polecenie swoim podwładnym, tylko że osoba ciesząca się dużym autorytetem sprawia, że inni dobrowolnie za nią podążają.

Z pańskiej powieści wyniosłem wrażenie, że filozofia masonerii jest ściśle związana z tym, co nazywamy amerykańskim snem: mitem o stworzeniu idealnego społeczeństwa na nowej ziemi, społeczeństwa, w którym wszystko jest możliwe, bo nic nie ogranicza ludzkiej przedsiębiorczości...

- Bardzo się cieszę, że tak pan to odebrał, bo tak to sam postrzegam. Częstym błędem jest powoływanie się na chrześcijańskie korzenie Stanów Zjednoczonych. Otóż nasi ojcowie założyciele nie byli chrześcijanami, byli deistami. To jest wiara w Boga, który stworzył świat, ale nie zajmuje się nim na bieżąco, więc nie można u niego wymodlić powodzenia. To jest wiara bliska masonerii. Ona ma chrześcijańskie korzenie, ale to nie jest chrześcijaństwo. W Ameryce wciąż słyszymy, że szanując wartości chrześcijańskie, szanujemy korzenie tego narodu - a to po prostu nieprawda. Ameryka stała się krajem chrześcijańskim dużo później.

To kim byli purytańscy osadnicy ze statku Mayflower?

- Na tym statku nie wszyscy byli purytanami! Nie twierdzę, że Amerykę zakładano z wrogimi intencjami wobec chrześcijaństwa. Twierdzę, że nie zakładano jej jako narodu chrześcijańskiego. Ideałem ojców założycieli było otwarcie na różne religie i różne sposoby oddawania czci stwórcy, w tym na chrześcijaństwo.

Mamy dziś tutaj religijną prawicę, która z czysto politycznych powodów chce, byśmy wierzyli, że Ben Franklin, Thomas Jefferson i Jerzy Waszyngton byli chrześcijanami pragnącymi stworzyć chrześcijańskie państwo. To po prostu nieprawda. Jefferson napisał przecież słynną "Biblię Jeffersona", czyli Pismo Święte, z którego usunięto wszystkie cuda i zjawiska nadprzyrodzone, pozostawiono zaś nauki moralne.

Różnica między chrześcijańskim teizmem a wyznawanym przez naszych ojców założycieli deizmem polega na zupełnie innej wizji filozoficznej. Chrześcijanin wierzy, że Bóg czuwa nad nami i można go jakoś uprosić czy ubłagać modlitwą, żeby nam pomagał. Deista powie, że owszem, ten świat stworzyła jakaś wyższa istota, której jesteśmy winni szacunek. Ale tak poza tym jesteśmy tu już sami i musimy się wziąć do roboty.

W Polsce sensację wzbudziła wiadomość, że Ali Agca zaproponował panu współpracę w pisaniu nowej książki o tajemnicach Watykanu. Czy to prawda?

- Też usłyszałem to w telewizji, ale listu od Ali Agcy nigdy nie widziałem na oczy. Nawet gdyby go przysłał, to sam list nigdy by do mnie nie dotarł. Zatrudniam ludzi, których zadaniem jest odrzucanie tego typu przesyłek od tego typu nadawców. Nie wiem, czy taka propozycja w ogóle była wysłana, i nie jestem nią zainteresowany. Mam dość własnych pomysłów na książki.

Dan Brown (ur. 1964)
to autor bestsellerowych powieści takich jak "Kod Leonarda Da Vinci" czy "Anioły i demony". Obie sfilmowano z Tomem Hanksem w roli ulubionego bohatera Dana Browna: profesora Roberta Langdona, specjalisty od zagadkowych symboli i tajnych stowarzyszeń. W najnowszej powieści profesor Langdon rusza tropem wolnomularzy, organizacji władającej z ukrycia Stanami Zjednoczonymi. Tajemniczy zbrodniarz o pseudonimie Moloch porywa masońskiego przywódcę, grożąc ujawnieniem sekretów, które mogą zatrząść sceną polityczną. Langdon rusza w pościg za Molochem, który prowadzi go po znanych i mniej znanych budynkach w Waszyngtonie: Kapitolu, Bibliotece Kongresu, pomniku Jerzego Waszyngtona, siedzibie CIA i katedrze narodowej. Pomaga mu Katherine Solomon, badaczka noetyki. Noetyka to nie wymysł Browna, ale kontrowersyjna paranauka wymyślona przez astronautę Edgara Mitchella, który twierdzi, że w roku 1971 doznał objawienia, obserwując Ziemię z pokładu wracającego z Księżyca statku Apollo 14. Mitchell namówił biznesmena Paula Temple'a do założenia w Kalifornii Instytutu Noetycznego zajmującego się parapsychologią i medycyną alternatywną. Noetycy twierdzą, że zgromadzili naukowe dowody na bioenergoterapię, postrzeganie pozazmysłowe i życie pozagrobowe. Ponieważ działają poza światem oficjalnej nauki (zamiast dostarczać swoje publikacje do prasy branżowej, publikują je sobie sami), świat nauki generalnie nie traktuje ich poważnie.

Z Danem Brownem rozmawiał Wojciech Orliński
http://wyborcza.pl/1,76842,7504794,Dan_Brown__Ameryka_rzadza_masoni.html
« Ostatnia zmiana: Luty 08, 2010, 11:38:24 wysłane przez Leszek » Zapisane

miłość radość piękno
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomości: 1391



Zobacz profil WWW Email
« Odpowiedz #2 : Luty 08, 2010, 20:02:56 »

Wojciech Orliński

Profesor Langdon rozgryza masonów

2010-02-02,

Tych, którzy tak jak ja zarwali noc na "Kod da Vinci" czy "Anioły i demony", śpieszę zapewnić, że najnowszą powieść Dana Browna także zamyka się niechętnie i gdy już świta

Zaginiony symbol
Dan Brown
przeł. Zbigniew Kościuk
Albatros/Sonia Draga, Warszawa/Katowice


Zgodnie z formułą Dana Browna, której nikomu chyba nie udało się jeszcze dobrze zaimitować, główna akcja dzieje się w ciągu już nawet nie jednej doby, ale jednej nocy. Z tym że tłem akcji nie jest Rzym ani Paryż, tylko amerykańska stolica.

Okazuje się jednak, że muzeum Smithsonian czy nawet siedziba Kongresu kryją w sobie dość architektonicznych łamigłówek i sekretnych korytarzy, żeby zmontować z tego typowy brownowski pościg za ukrytym skarbem.

Narracja podzielona jest na kilka równoległych wątków - śledzimy profesora Langdona, najwybitniejszego, bo jedynego "symbologa" na świecie, ale też inne postacie oraz przede wszystkim złoczyńcę.

Tym razem jest nim masoński renegat: osoba wiedząca podejrzanie dużo o tajnej organizacji, której historia nierozerwalnie związana jest z historią amerykańskiej demokracji. Grozi ujawnieniem masońskich powiązań waszyngtońskich elit, co wywołałoby polityczne trzęsienie ziemi. Jednocześnie sam chce dotrzeć do najpilniej strzeżonego sekretu masonów - tytułowego zaginionego symbolu - bo wierzy, że da mu to nadludzkie siły.

Brown prowadzi każdy z tych wątków tak, żeby zawierał "cliffhanger", czyli moment, w którym może nastąpić zasadniczy zwrot akcji. Czy profesor Langon zginie? Czy zbrodniarzowi powinie się noga? Nawet jeśli domyślamy się, że akurat trochę za wcześnie na radykalne rozwiązania (bo o czym Brown pisałby wtedy przez następne kilkaset stron?), ciekawość pożera nas i tak. A tymczasem pisarz, zamiast od razu przejść do dalszego ciągu, wrzuca retrospektywę sprzed wielu lat albo nadrabia zaległości w równoległym wątku.

Czytamy więc cierpliwie, nie mogąc się doczekać kontynuacji wątku przerwanego w najciekawszym momencie. Nim do niej dojdziemy, Brown sprytnie podrzuci kolejne cliffhangery gdzie indziej. I tak strona po stronie, aż człowiek odkrywa, że już nawet nie ma po co nastawiać budzika.

Na tym zalety tej powieści się kończą. Oczywiście to tak, jakby napisać o ciężarówce, że jej zalety kończą się na tanim przewożeniu dużych ilości towarów. Nikogo nie zamierzam odwodzić od czytania.

Tym razem jednak Dan Brown wchodzi w obszar wiedzy, który z grubsza pokrywa się z moim wykształceniem - w nauki ścisłe. Nagle odkryłem, jak się mógł czuć zawodowy historyk czytający "Kod Lenoarda da Vinci". Przyznaję, chwilami przez głupotę tej książki aż traciłem zainteresowanie walką profesora Langdona z tajemniczym Mal'akhem, który przeniknąwszy masońskie sekrety, chce zniszczyć amerykańską demokrację.

Miałem niedawno możliwość zapytania o to wprost samego Dana Browna, więc teraz już niemal na pewno wiem, że on szczerze wierzy w opisywane przez siebie teorie. Tym razem uwierzył w "noetykę", kolejną próbę nadania parapsychologii ram pseudonaukowych.

Noetyka próbuje zmierzyć, czy siłą woli możemy zmienić wskazania fizycznych przyrządów albo czy można udowodnić, że mamy nieśmiertelną duszę. Tym dla instytutu założonego pewnego astronautę (naprawdę) zajmuje się Katherine Solomon (to dzięki niej Langdon znów będzie mieć u swojego boku atrakcyjną badaczkę z innej dziedziny, żeby oboje mogli sobie fachowymi pogawędkami skracać wędrówki po mrocznych korytarzach).

Katherine Solomon udowodniła istnienie duszy nieśmiertelnej, ważąc umierającego człowieka na niezwykle precyzyjnej wadze ("Można na niej zważyć przedmioty o masie kilku mikrogramów" - mówi). Tuż po śmierci waga ciała zmieniła się o ułamek grama - ergo, tyle ważyła dusza.

A ja przypomniałem sobie wtedy asystenta z pracowni analizy ilościowej, który zrobił wrażenie na studentach drugiego roku prostym eksperymentem dydaktycznym: zważył na precyzyjnej wadze monetę, a potem wytarł ją połą fartucha i zważył ponownie. Różnica sięgała miligrama. Nauka dla studentów była taka: powietrze wokół nas zawiera wilgoć, a nasze palce są mokre i zatłuszczone. Jeśli masz się posługiwać precyzyjną wagą mierzącą piąte miejsce po przecinku, musisz odciąć próbkę od źródeł wilgoci. Dotkniesz jej ręką, a już zmieni masę. Dlatego eksperymenty polegające na ważeniu "próbki" będącej żywą istotą po prostu nie mają sensu. Z przykrością stwierdziłem więc, że dr Salomon zostałaby wyrzucona za drzwi podczas wstępnego kolokwium. Osobę robiącą takie eksperymenty trzeba trzymać z daleka od wagi laboratoryjnej, bo ją zapewne zepsuje, radośnie nieświadoma, jak groźny może być sam jej oddech czy dotyk.

Podobnie jest z innym ulubionym dowodem noetyków na istnienie tzw. globalnej świadomości: utrzymują oni generatory liczb losowych, które podobno stają się mniej losowe, gdy ma miejsce jakieś ważkie wydarzenie - zamachy 11 września, tsunami w Azji czy śmierć księżnej Diany. Popularnonaukowy publicysta i redaktor serwisu "Skeptic News" Wally Hartshorn zauważył jednak, że nie wiedzieć czemu generatory nie wykryły tureckiego trzęsienia ziemi z 1999 r., choć przyniosło ono więcej ofiar niż 11 września.

Wygląda na to, że noetyczne generatory "wykrywają" tylko te katastrofy, które są spektakularnie nagłośnione w mediach - dlatego śmierć księżnej Diany daje mocniejszy odczyt niż tysiące ofiar ludobójstwa w Darfurze. Czy to więc miernik "globalnej świadomości", czy cennik czasu reklamowego w telewizji?

No dobrze - ponarzekałem sobie, ale nie ulega wątpliwości, że rzucę się na następną powieść Dana Browna i oczywiście pójdę na film, w którym tych bzdur o globalnej świadomości będzie wysłuchiwać Tom Hanks. Mam tylko nadzieję, że kolejna "dziewczyna Langdona" będzie się specjalizować w czymś, o czym mam równie blade pojęcie, co o średniowiecznej Francji.

http://wyborcza.pl/1,75475,7517791,Profesor_Langdon_rozgryza_masonow.html
Zapisane

miłość radość piękno
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomości: 1391



Zobacz profil WWW Email
« Odpowiedz #3 : Luty 08, 2010, 20:09:28 »

Wojciech Orliński:
Przyznaję, chwilami przez głupotę tej książki aż traciłem zainteresowanie walką profesora Langdona z tajemniczym Mal'akhem, który przeniknąwszy masońskie sekrety, chce zniszczyć amerykańską demokrację.

Miałem niedawno możliwość zapytania o to wprost samego Dana Browna, więc teraz już niemal na pewno wiem, że on szczerze wierzy w opisywane przez siebie teorie. Tym razem uwierzył w "noetykę", kolejną próbę nadania parapsychologii ram pseudonaukowych.

Noetyka próbuje zmierzyć, czy siłą woli możemy zmienić wskazania fizycznych przyrządów albo czy można udowodnić, że mamy nieśmiertelną duszę. (...)

Katherine Solomon udowodniła istnienie duszy nieśmiertelnej, ważąc umierającego człowieka na niezwykle precyzyjnej wadze ("Można na niej zważyć przedmioty o masie kilku mikrogramów" - mówi). Tuż po śmierci waga ciała zmieniła się o ułamek grama - ergo, tyle ważyła dusza.

A ja przypomniałem sobie wtedy asystenta z pracowni analizy ilościowej, który zrobił wrażenie na studentach drugiego roku prostym eksperymentem dydaktycznym: zważył na precyzyjnej wadze monetę, a potem wytarł ją połą fartucha i zważył ponownie. Różnica sięgała miligrama. Nauka dla studentów była taka: powietrze wokół nas zawiera wilgoć, a nasze palce są mokre i zatłuszczone. Jeśli masz się posługiwać precyzyjną wagą mierzącą piąte miejsce po przecinku, musisz odciąć próbkę od źródeł wilgoci. Dotkniesz jej ręką, a już zmieni masę. Dlatego eksperymenty polegające na ważeniu "próbki" będącej żywą istotą po prostu nie mają sensu. Z przykrością stwierdziłem więc, że dr Salomon zostałaby wyrzucona za drzwi podczas wstępnego kolokwium. Osobę robiącą takie eksperymenty trzeba trzymać z daleka od wagi laboratoryjnej, bo ją zapewne zepsuje, radośnie nieświadoma, jak groźny może być sam jej oddech czy dotyk.


Panie Wojciechu,
zamiast monety, niech pan przetrze okulary i/lub monitor swego komputera i obejrzy na poniższy fragment wykładu Dana Wintera.

Czym jest udana śmierć i gdzie dusza idzie po śmierci?
Sam(a) się przekonaj Uśmiech


<a href="http://www.youtube.com/v/22p_fqA0rBc&amp;hl=pl&amp;fs=1" target="_blank">http://www.youtube.com/v/22p_fqA0rBc&amp;hl=pl&amp;fs=1</a>
http://www.youtube.com/watch?v=22p_fqA0rBc

Rozwinięcie tematu:
http://www.swietageometria.darmowefora.pl/index.php?topic=281.msg707#msg707

* * * * *

A propos zdania z notki o Danie Brownie:
Noetycy twierdzą, że zgromadzili naukowe dowody na bioenergoterapię, postrzeganie pozazmysłowe i życie pozagrobowe. Ponieważ działają poza światem oficjalnej nauki (zamiast dostarczać swoje publikacje do prasy branżowej, publikują je sobie sami), świat nauki generalnie nie traktuje ich poważnie.

No cóż czy Uniwersytet Princeton koordynujący projekt noosfery też należy "traktować niepoważnie"?




Global Coherence Projekt swym rozmachem i charakterem podobny jest do Projektu globalnej świadomości (Global Consciousness Project).
Projekt ten, realizowany od 1998 roku, koordynowany jest przez Uniwersytet w Princeton.


http://www.pppl.gov/meetings/colloquium_10112006.html
http://noosphere.princeton.edu/

Więcej:
http://www.swietageometria.darmowefora.pl/index.php?topic=43.msg135#msg135

Cud nie narusza praw natury, lecz naszą wiedzę o tych prawach

- św. Augustyn
« Ostatnia zmiana: Luty 08, 2010, 20:40:30 wysłane przez Leszek » Zapisane

miłość radość piękno
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomości: 1391



Zobacz profil WWW Email
« Odpowiedz #4 : Sierpień 30, 2010, 23:55:21 »

Prosimy Was o pisanie nowych postów w tym temacie w nowej lokalizacji.

Tutaj: http://forum.swietageometria.info/index.php/topic,278.msg1638.html#msg1638

Wątki przekopiowane do nowej lokalizacji będą tutaj zamykane i z podaniem linka do nowej lokalizacji - jak wyżej.
(Jest to zawsze link do OSTATNIEGO posta, który widzisz w wątku na starym forum)

Przepraszamy za mały kłopot, bo trzeba się zarejestrować ponownie w nowej lokalizacji. Mogę (jako admin) zrobić to za każdego, który sobie tego zażyczy i przesłać mu na e-maila nowe hasło (z nowego forum), które sam  łatwo sobie zmieni w zakładce PROFIL/Ustawienia dotyczące konta.  Wyślę wszystkim instrukcję jak to zrobić.

Wszystkich poinformuję w środę/czwartek o powodach przenoszenia forum.
Wyślę wówczas wszystkim forumowiczom wiadomość na PW.

Przepraszamy za tą niedogodność. Liczymy na wyrozumiałość.

Pozdrawiamy! Uśmiech

Zespół Forum
Zapisane

miłość radość piękno
Strony: 1   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
BlueSkies design by Bloc | XHTML | CSS

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

magiaslonca svcraft forumszkoly chopin killers